środa, 28 sierpnia 2013

Waluta

Waluta*.

(Adam Krzyżanowski) 

 

   Rzekomo magiczne słowo. Ludzie często przytaczają powiedzenie angielskiego męża stanu o trójcy zjawisk, zdolnych wywołać obłędne zamącenie pojęć. Miłość, metafizyka, waluta - oto "niezbadane puszcz litewskich przepastne głębiny". Miłość, metafizyka i waluta może mają punkty  styczne, ale chyba inne. Waluty nie zaliczam do nierozwiązalnych zagadek. Przeciwnie, wydaje mi się problemem jasnym i prostym. Zamieszanie pojęć przypisuję nie zawiłości zagadnienia, a raczej obawie spojrzenia w oczy prawdzie, demaskującej chęć używania tanim kosztem, wzbogacenia się materjalnego i kulturalnego bez wysiłku, bez oszczędności. Drożeją towary i pieniądze zagraniczne (gotówkowe, czyli waluty, i wierzytelności na nie opiewające, czyli dewizy). Dlaczego?
   Rozwiązanie zagadki ułatwia stwierdzenie z całą stanowczością, że nikt, nie wyłączając państwa, nie może więcej wydać, niż zainkasował. A jednak już przed wojną koncesjonowane banki emisyjne puszczały w obieg banknoty. Stwarzały pieniądz, którym płaciły. Wówczas chodziło o stosunkowo małe kwoty. ziś powszechną zwraca się uwagę, że państwa o pustym skarbie ratują się wybijaniem pieniędzy papierowych. Wbrew pozorom ten sposób finansowania wojny jest tylko pozornym wyjątkiem od zasady: "Z próżnego nikt nie naleje". Osoba prywatna, fizyczna i zbiorowa, zdobywa środki utrzymania zarobkowaniem, ewentualnie pożyczaniem. Państwa postępują podobnie. Właściwością, która wyodrębnia ich gospodarkę od prywatnej, jest przymusowy zabór dóbr, posiadanych przez poddanych, czyli zasilenie skarbu podatkami w najobszerniejszem tego słowa znaczeniu. Wybijanie pieniędzy papierowych nie jest niczem innem, jeno ukrytym podatkiem.
   W chwili wybuchu wojny wydatki pieniężne państw wojujących znacznie wzrosły. Podniesiono żołd żołnierzy i oficerów. Zwiększono ich liczbę. Wypłacano wielkie sumy za żywność, za materjał i broń, potrzebną wojsku. Nie wystarczały dochody z przedsiębiorstw i podatków. Trzeba było zaciągnąć pożyczki. Apel do tych, którzy posiadali już wybite pieniądze, nie był całkiem bezskutecznym. Nie zapewnił jednak dostatecznych funduszów. Państwa zaraz z początkiem wojny zwróciły się do banków emisyjnych o pożyczki. Inne osoby i organizacje w państwie mogą wypożyczyć tylko tyle, ile mają w kasie. Specyficznem znamieniem banków emisyjnych jest nadany im przez państwo monopol puszczania w obieg pieniędzy. Gdy chcą pożyczyć, a nie mają pieniędzy, wybijają nowe. Banki emisyjne pożyczyły państwu tyle, ile zażądało. Dlaczego płaciły banknotami banków emisyjnych? Chciały wywołać wrażenie, że ciągle jeszcze płacą dawnym pieniądzem, do którego ludność przywykła, pieniądzem papierowym, wymienialnym na złoto. Banki pożyczały państwom banknoty formatu przedwojennego, ozdobione dawnym rysunkiem i napisem. W rzeczywistości całkiem inne. Dawne były każdej chwili płatne w złocie. Nowe oczywiście nie mogły być wymienialne na złoto. Wobec pomnożenia ich liczby nie starczyłoby drogocennego kruszcu. Państwo z chwilą wybuchu wojny zniosło obowiązek wypłacania złotem. Zachowało pozory, bo "mundus vult decipi"**.
   Koszt wybicia banknotów z początkiem wojny był minimalny. Stanowił "une quantite negligeable"***. Zdawałoby się zatem, że rozwiązano problem alchemji, że państwo może płacić z niczego. Po dziś dzień nie brak ludzi, którzy nie uprzytomnili sobie niemożliwości podobnego stanu rzeczy, a przecie nie wahają się wygłaszać i drukować pseudouczonych wywodów monetarnych. Zachodzi pytanie, komu państwo zabrało siłę kupna, którą w formie niewymienialnych banknotów uszczęśliwia żołnierzy, urzędników, swych dostawców i wierzycieli? Mnożenie pieniędzy wywołuje drożyznę. Tym sposobem państwo jednym zabiera, drugim daje. Dla uspokojenia szerokiego ogółu władze bezskutecznemi środkami zwalczają drożyznę. Bezskutecznemi, bo przecie właśnie drożyzna jest ich głównym sposobem finansowania wojny. Także i pod tym względem postępją zgodnie ze wskazaniem "mundus vult decipi". W średnich wiekach zabierano srebra kościelne, majątki fundacyjne na cele wojenne. Dziś odbywa się podobny proces w formie bardziej wyrafinowanej, mniej szczerej. Nie zabrano Akademji krakowskiej kilku miljonów listów zastawnych, któremi zawiaduje. Nie zabrano ich zakładom ubezpieczeń, kasom sierocym, kasom kasom oszczędności, ludziom, którzy lat wiele ciułali ciężko zapracowany grosz do grosza, ażeby sobie zapewnić spokojną starość lub posag córce. Ale ich skarby topniały, początkowo wolno, później coraz szybciej  i bezpowrotnie. Rosła ilość pieniędzy, a wraz z nią drożyzna. Siła kupna, rozdawana przez państwo w formie pieniądza, pochodzi z jej zaboru wierzycielom wszelkiego rodzaju, oraz osobom, które nie są w stanie podnieść swych dochodów w stosunku, odpowiadającym deprecjacji pieniądza. Państwo nie oszczędza własnych wierzycieli. Gdy nie ma pieniędzy, może zawiesić wypłaty. Dzisiejsze państwa wolą ratować pozory. Szukają wyjścia w wywoływaniu drożyzny. Płac procenty, a nawet zwracają długi. Wybijają na ten cel albo każą wybijać bankom emisyjnym nowe pieniądze papierowe. Zwracają wierzycielom znacznie mniej siły kupna, niż od nich wypożyczyli, bo płacą w pieniądzu zdeprecjonowanym. Nie bankrutują formalnie, ale materialnie, w myśl wskazania, które już kilkakrotnie w tym krótkim artykule wymieniłem,, jako miarodajne dla wojennej polityki finansowej.

   Czy jednak istotnie emisja pieniędzy wywołuje drożyznę towarów, walut i dewiz, oczywiście wzajemnie uwarunkowaną? Twierdzenie, wedle którego wahania w ilości pieniądza „ceteris paribus conditionibus” zmieniają proporcjonalnie jego wartość, jest nieomal truizmem. W razie pomnożenia ilości pieniądza jego wartość czyli siła kupna musi spaść. Drożyzna musi być w stopniu ściśle odpowiednim wynikiem pomnożenia ilości pieniądza, o ile inne warunki kształtowania się cen towarów pozostają niezmienione. Temu rozumowaniu można zarzucić tylko jedno: Niczego nie wyjaśnia, boć przecie nie tylko ilość pieniądza, ale wszelkie inne współczynniki kształtowania  się cen ulegają ciągłym, co gorsza nieobliczalnym zmianom. To prawda. A jednak śmiem twierdzić, że teorja ilościowa wyjaśnia zjawiska lepiej, niż inne sposoby ich tłumaczenia. Przeciwnicy teorii ilościowej najczęściej w spadku produkcji dopatrują się przyczyny drożyny. Produkcja spadła o 20, o 25%. Opowiadałaby temu zwyżka cen o 33, o 50%. W rzeczywistości drożyzna dosięgła setek, a nawet tysięcy procentów. Wszystkie współczynniki kształtowania się cen uległy wahaniom po wybuchu wielkiej wojny, ale jakże drobnym w porównaniu z wielkością zmian w ilości pieniądza.
   Puszczenie w obieg nowych pieniędzy odbiło się różnem nasileniem drożyzny w różnych państwach. Obok wielkości nowych emisyj najbardziej zaważyła na szali wypadków ich tezauryzacja. Jest rzeczą jasną, że wycofanie z obiegu pieniędzy przez tych, którzy je otrzymali, zmniejsza tę ilość pieniędzy przez tych, którzy je otrzymali, zmniejsza tę ilość pieniędzy, która stanowi siłę kupna, podbijającą ceny towarów, walut i dewiz. Chłop, przechowując w skrzyni, przeciwdziała drożyźnie.
~*~
   Wymieniane bywają często inne przyczyny spadku naszej waluty. Ci, którzy wysuwają je naprzód, zapoznają, że są pochodnem zjawiskiem w stosunku do ilości pieniądza. Zwolennicy mniemania, że wartość pieniądza wobec towarów zależy przedewszystkiem od wahań w ich produkcji, wyjaśniają wartość pieniądza miejscowego w stosunku do zagranicznych stanem bilansu płatniczego. Kurs walut obcych jest oczywiście wyrazem popytu i podaży, czyli odzwierciedleniem bilansu płatniczego. Cóż jednak rozstrzyga o jego ewolucji? Czy popyt za dolarami mógłby objawić się tak silnym wzrostem ich kursu, gdyby rząd nie powiększał ciągle podaży marek? Gdyby ich ilość była równie mało zmienna, jak ilość dolarów, stosunek jednych do drugich nie mógłby ulegać znaczniejszym wahnieniom. Dolar  rzekomo dlatego idzie w górę,  ponieważ istnieje silne zapotrzebowanie towarów, nabywanych zagranicznym pieniądzem, a wywóz naszych jest mały. To także jest prawdą, ale samo przez się nie wyjaśnia zwyżki obcych walut. Głód żebraka, który napróżno wyciąga rękę po jałmużnę, wcale nie podnosi ceny chleba. Podnosi ją chęć kupna człowieka chorego z obżarstwa, ale zdolnego i chętnego zapłacić bieżącą cenę targową.  Zapotrzebowanie zagranicznych środków płatniczych mogło wyrazić się ich znaczną zwyżką tylko dzięki wzrastającej podaży marki.
~*~
   Zagranica niechętnie udziela nam kredytu, ale jest odbiorcą marki polskiej. W jej oczach ryzyko kredytu nie znajduje dostatecznego zrównoważenia w wysokości procentu. Jest jednak odbiorcą marki, bo liczy na jej zwyżkę. Ma do niej raz mniejsze, raz większe zaufanie. Czyż zmiany w kursie walut obcych nie są wyrazem mniejszego lub większego  zaufania do marki, do siły gospodarczej państwa i społeczeństwa, posługującego się nią jako środkiem płatniczym? Bezwątpienia zaufanie  jest doniosłym współczynnikiem w kształtowaniu się bilansu płatniczego. Wywiera duży, choć mało uchwytny wpływ na popyt i podaż marki. Przyłączenie do Polski części Górnego Śląska zwiększyło zaufanie do nas. Powstrzymało szereg ludzi od sprzedaży polskiej marki. Innych zachęciło do jej zakupna. Cała rzecz w tem, żeby utrwalić korzystne nastroje. Dalsza nadmierna emisja zachwieje zaufaniem. Obniży kurs naszej marki. Zaufanie w ostatnim rzędzie zależy od ilości pieniędzy, puszczanych w obieg.
   Bardzo popularne jest hasło szukania w spekulacji kozła ofiarnego. Opinja publiczna, która ciągle domaga się nadmiernych wydatków, zamiast uderzyć się w piersi, zamiast przyznać: „mea culpa, mea maxima culpa”, oskarża spekulantów o wywoływanie spadku marki. Ludzie kupują dolary, ażeby zarobić, a nie dla przyjemności kupowania. Będą je sprzedawali, będą grali na zniżkę dolara, czyli na zwyżkę marki, jeżeli to postępowanie okaże się korzystnem. Oskarżyciele spekulantów o wywoływanie zwyżki dolara nie przyznawali im zasługi znacznego obniżenia jego kursu, które nastąpiło  z końcem 1921 roku. Jeżeli oskarżenie było słusznem, byłaby także uzasadnioną pochwała. Oczywiście jedno i drugie stanowisko jest pozbawionem podstawy. Przed wojną nie było spekulacji w walutach. Nie opłacała się z powodu racjonalnej polityki finansowej państw. Z chwilą wybuchu wojny państwa podjęły nadmierne emisje pieniędzy papierowych i stworzyły w ten sposób warunki spekulacji.
   Śmiem twierdzić, że kupowanie dolarów jest zasługą wobec gospodarstwa społecznego. Jego rozwój jest niezbędnie uwarunkowany oszczędnością i ubezpieczaniem się. Ani jednego, ani drugiego nie można urzeczywistnić przez kupowanie walut deprecjonujących się. Właśnie dlatego nie podzielam oburzenia tych, którzy mniej lub więcej szczerze rzucają gromy na nabywców obcych walut. Rząd i P. K. K. P. zbłądzili, nie kupując dolarów w maju 1921 r., wtedy, gdy stały poniżej 1000 Mp. Obecnie P. K. K. P. dobrze robi, nabywając je w cenie od 3000 do 4000 Mp., nie czekając na dalszą zniżkę, nie obawiając się zarzutu, że w ten sposób przeciwdziała dalszej zniżce dolara, zwyżce marki. Rząd i społeczeństwo potrzebują dolarów po wzrastających kursach zapobiegają wywiezieniu ich zagranicę. Zatrzymają je w kraju. Pomnażają nasze bogactwo społeczne. Ztezauryzowane obce waluty muszą wypłynąć na wierzch z chwilą przejścia do racjonalnej gospodarki skarbowej i zwyżki marki, a wówczas oddadzą nam cenne usługi. Ci, którzy skupują dolary, oszczędzają i ubezpieczają się w mniej więcej stałej walucie, a więc w walucie do tego celu odpowiedniej. Póki państwo nie postara się o stabilizację naszego pieniądza, trudno żądać, aby ludzie oszczędzali i ubezpieczali się w markach. Grożą im straty, których chcą uniknąć nabywaniem obcego pieniądza. Wyśrubowanie kursu dolara obudziło ze snu społeczeństwo. Wywody uczonych i moralistów o zaletach oszczędności w gospodarce publicznej są mało skuteczne. Nasza opinja publiczna rozumie dopiero wtedy, gdy wypadki walą pałką w łeb. Gdyby społeczeństwo wcześniej spekulowało na wielką skalę w dolarach, byłoby prędzej doszło do ich zwyżki. Wcześniej obudziłoby się było sumienie publiczne. Reforma naszego skarbu byłaby rychlej zapoczątkowana. Jest rzeczą z pewnością szkodliwą, że spekulacja walutowa więzi zbyt dużo kapitału i pracy, ale nasyłanie policji na kark spekulantom tylko pogarsza sytuację. Większe ryzyko podnosi ceny walut. Koszty policji państwo pokrywa nowemi emisjami, które znowu oddziaływują zwyżkowo na ceny. Czyż jednak nadmierna spekulacja nie jest winą, zasługującą na karę? Bez przyczynienia się władz spada na spekulantów karzący miecz sprawiedliwości. Odstrasza ich skutecznie od spekulacji przesadnej. Prawo popytu i podaży wymierza sprawiedliwość. Byliśmy wszyscy świadkami strat, poniesionych przez spekulantów z chwilą, gdy  wyśrubowali kurs walut obcych do granic, na których nie mógł się utrzymać. Broń państwowa, zaczerpnięta z arsenału policyjno-karnego, jest bezsilna wobec spekulacji. Już to samo winno być ostrzeżeniem przed wymachiwaniem tępą szabelką. Sfera popytu i podaży nie jest sceną, na której państwo może z powodzeniem występować.
    Ataki na spekulantów wydają mi się równie nieuzasadnione, jak przypisywanie winy rolnikom. Wieś wyszła z zawieruchy wojennej obronną ręką w porównaniu z miastami. Niema w tem ani winy, ani zasługi rolników. Jest to nieuniknione następstwo rozrzutności rządu, nieściągania podatków w dostatecznej mierze. Chłopi, tezauryzując pieniądze, przeciwdziałają drożyźnie.
   Jedynym sposobem uzdrowienia naszej waluty jest wstrzymanie emisji. Uważam za szkodliwe jej powiększanie, choćby służyło nabywaniu złota i srebra. Pokrycie kruszcowe jest potrzebne, ale drukowanie w tym celu pieniędzy papierowych mści się drożyzną. Nawet nabywanie walut i dewiz zagranicznych w zamiarze regulowania kursów nie wydaje mi się wskazanem. P. K. K. P. musi zawczasu nabywać pewne ilości walut i dewiz na potrzeby skarbu, choćby przyszło je płacić nowemi emisjami. Ostatnio zaczęła je nabywać w zamiarze odsprzedawania, gdy drożeją, ażeby tym sposobem zapobiec ich dalszej zwyżce. Proceder podobny praktykowały banki emisyjne z powodzeniem przed wojną. Stąd wniosek, że i obecnie jest wskazany. Zapominają zwolennicy tego mniemania o przysłowiu "Quod licet Jovi, non licet bovi"****. Przed wojną banki nie wybijały na ten cel nowych, niewymienialnych pieniędzy papierowych. Regulowanie kursu przez sprzedaż dewiz nie może trwale przyczynić się do stabilizacji marki, jeżeli równocześnie bank emisyjny mnoży ilość marek gwoli zakupna dewiz. Może wywrzeć ten skutek, gdyby bank kupował dewizy markami, dawniej puszczonemi w obieg, gdyby była pewność, że rząd, zmuszając bank do nowych emisyj, umożliwiających udzielenie przez bank pożyczek skarbowi, nie pokrzyżuje usiłowań stabilizacji marki.
~*~
   Nie ustają żądania nowych wydatków. Trzeba sobie jasno uprzytomnić, co to znaczy? Skarb z podatków, wraz z wliczeniem dochodów, które osiąga skutkiem nałożenia jednorazowej daniny, nie jest w stanie pokryć wydatków, już postanowionych. Niedobór budżetowy wynosi zgórą sto miljardów. Nowe wydatki oznaczają wielkie zwiększenie niedoboru budżetowego.. Pożyczkami, ani wewnętrznemi, ani zewnętrznemi, nie można wyrównać braków, bo kapitaliści nie mają zaufania do polskiej gospodarki skarbowej z powodu nadużywania prasy drukarskiej przez państwo polskie. Żądania zwyżek płac urzędniczych czy też innych nowych wydatków są w danych warunkach identyczne z wezwaniem do wybicia nowych pieniędzy. Obojętną jest rzeczą, czy poplecznicy tego projektu zdają sobie sprawę z tego, co czynią. Wiadomo przecie: Dobremi chęciami jest piekło brukowane. Najlepsze chęci nie ochronią nas przed drożyzną i spadkiem naszej waluty, temi nieuchronnemi następstwami wybicia nowej fali pieniędzy papierowych. Byłoby zgoła niezrozumiałem, gdyby było inaczej. Skąd właściwie zagranica przychodzi do tego, ażeby nam sprzedać więcej bawełny, maszyn kawy, herbaty etc. z tytułu wybicia przez nas nowych pieniędzy papierowych. Rząd podnosi pensje urzędnicze. Przypuśćmy, że dolar kosztuje nadal tyle marek polskich, ile kosztował przed zwyżką pensyj. Wówczas urzędnik mógłby kupić więcej kawy lub innych zagranicznych towarów. Kupuje je. Ilości konsumowane mu nie wystarczają. Żąda nowych podwyżek. Jego pobory rosną. Nabywa bieliznę, mąkę zagraniczną, pomarańcze, czekoladę w coraz to większych ilościach. Przecież to jest nie do pomyślenia, a zajśćby musiało, gdyby nowe emisje nie wpływały podrażająco na kurs dewiz. Łatwo dowieść, że zagranica w znacznej mierze ignoruje nasze emisje. Od chwili utworzenia państwa, od listopada 1818 r., przybywa marek. Już trudno je zliczyć, ale ilość dolarów, któremi rozporządzamy, nie wzrasta. Przeciwnie, zmniejsza się. Przeliczywszy ilość marek polskich z początkiem 1919 r. na dolary wedle ówczesnego kursu, przeliczywszy ich ilość obecną na dolary  wedle dzisiejszego kursu, łatwo wyrachować zmniejszenie się ilości dobrych walut zagranicznych, któremi możemy rozporządzić. Zagranica ani myśli dać nam więcej dolarów z tytułu mnożenia naszych marek. Co gorsza, nie chce nam pożyczyć dolarów, póki nie zaniechamy druku nowych pieniędzy. Ten stan rzeczy musi zczasem odbić się podrożeniem towarów na targu wewnętrznym.
   Szczególnie niebezpiecznym sofizmatem jest przeświadczenie o potrzebie równowagi między poszczególnemi działami wydatków. Często jest mowa o braku granic naturalnych, który nas zmusza do wielkiego wysiłku militarnego. Nie badam słuszności tej tezy. Nie badam możności przeciwdziałania odpowiednio obmyślanym systemem przymierzy. "Posito, sed non concesso", że tak istotnie jest. Cóż stąd wynika? Jeżeli wydatki wojskowe są nieuchronnie wielkie, należy zmniejszyć inne. U nas rozumuje się wprost przeciwnie. Zakłada się konieczność wielkich wydatków wojskowych. Powtóre, konieczność nieprzeznaczania na ten  cel zbyt wielkiego procentu ogólnej sumy rozchodów. Ażeby ten podwójny cel osiągnąć, podwyższa się preliminarze wydatków sanitarnych, szkolnych i innych, boć przecie nie uchodzi szafować groszem publicznym głównie na cele militarne. Partyzanci znacznych rozchodów wojskowych wcale nie czują się powołani do żądania, ażeby tworzenie fakultetów medycznych w Poznaniu i Wilnie odroczyć o lat kilka. Poplecznicy ich natychmiastowego otwarcia nie domagają się redukcji wojska. Jedni i drudzy stwierdzają "konieczność" obu wydatków, ale nie chcą uznać spadku marki za nieuniknione następstwo obu poprzednich "konieczności". Dziwią się naiwnie, czy też perfidnie, jakim sposobem kraj o tak wielkich bogactwach naturalnych może mieć tak złą walutę? Jakgdyby węgiel i nafta, drzemiące w głębi ziemi, a nie rządy nakazywały wybijać pieniądze papierowe w nadmiernej ilości. Walutę obniżają źli ludzie, którzy wołają o rozszerzenie zakresu działania państwa gwoli zdobycia posady, niemniej ludzie dobrej woli, którzy także występują z nowemi żądaniami, nie zdając sobie sprawy z następstw akcyj, opłacanych dalszemi emisjami. Kto wie, czy obecnie w Polsce nie są najbezpieczniejsi ludzie dobrej woli, ale małego rozumu.
   Mógłby mi na to ktoś powiedzieć, że zrównoważenie dochodów i wydatków może dokonać się odpowiedniem podwyższeniem podatków. Bezwątpienia. Nie od dziś jestem zwolennikiem silniejszego naciśnięcia śruby podatkowej. Niestety, nie można wycisnąć dowolnie wielkich funduszów tą drogą. Można wydobyć bez szkody 25-33% dochodu społecznego w społeczeństwach bogatych. Chęć uzyskania więcej uniemożliwiłaby oszczędzanie, a więc uzyskanie kapitału, potrzebnego do rozbudowy działalności gospodarczej. Przesilenie wynikło stąd, że w chwili wybuchu wojny rząd za wiele ludzi począł zatrudniać. Jedynym sposobem ratunku jest zmniejszenie państwowego personalu cywilnego i wojskowego. Uważam za błąd w rozumowaniu pomijać przyczyny najbliższe, bezpośrednie na rzecz dalszych. Błąd doniosły, bo rozstrzygający o wyborze środków zaradczych. Skuteczne muszą polegać na walce z podstawowym współczynnikiem zjawiska, a nie na próbach leczenia symptomów pochodnych.
   Drukowanie pieniędzy papierowych było w pewnych granicach koniecznością wojenną. Czas najwyższy otrząść się z psychozy wojennej. W toku wojny czasami popłaca hasło mierzenia sił na zamiary. Wysiłek finansowy i gospodarczy jest niezdolny do podobnych lotów. W tym zakresie powodzenie uwarunkowane  jest mierzeniem zamiarów podług sił. Megalomanja wiedzie do zguby. Za czasów austrjackich, a więc kilka lat temu, nie było w Krakowie rządowego gimnazjum żeńskiego. Państwo pobierało czesne za prawo uczęszczania do szkół średnich. Instytucja lekarzy szkolnych była w gimnazjach nieznana. Obecnie wszystko się zmieniło. Czy na lepsze? Mnie się zdaje, że nie, bo administracja austrjacka nie uskuteczniała swych zamierzeń środkami finansowo, gospodarczo i moralnie potępienia godnemi. Tylko w świetle psychozy wojennej cele zawsze uświęcają środki.
   W tej książce, która słusznie w odrodzeniu moralnem widzi jądro zagadnienia, chciałbym ze szczególnym naciskiem podkreślić, że bicie nowych pieniędzy papierowych uważam za oszustwo. Dlaczego?  - jest przecie ustawowo dozwolone. Zamiar oszukiwania zapewne nie istnieje. W jakim więc sensie nazywam nowe emisje oszustwem? Brak złego zamiaru nie zmienia faktu, że bicie nowych pieniędzy jest poszkodowaniem obywateli, połączonem z ich wprowadzaniem w błąd, a właśnie to uważam za istotę oszustwa. Mnożenie marek jest ukrytym podatkiem, utajonym zaborem części majątku i dochodu obywateli w przeciwstawieniu do jawnego zaboru, zwanego opodatkowaniem. Jest bankructwem materjalnem, bo spłatą zobowiązań w coraz to gorszym pieniądzu, bankructwem jawnie nie zgłoszonem.
   Emisja pieniędzy papierowych umożliwia państwu życie nad stan. Rozrzutność w gospodarce państwowej, nierozumna, bo niepomna zasady: "Pamiętaj rozchodzie, żyć z dochodem w zgodzie", jest naśladowana skwapliwie przez całe społeczeństwo. Złe przykłady znajdują chętniej naśladowców, niż dobre. Gdy państwo kroczy drogą pozornie łatwego wzbogacenia się bez oszczędności i pracy, trudno wymagać od obywateli innego postępowania. W razie nadmiernych emisyj spekulacja staje się popłatniejszą, niż produkcja. Cóż dziwnego, że panoszy się ze szkodą produkcji, - ale czyja wina? Przecie nie spekulantów. Szerzą się kradzieże, rozwielmożnia się lenistwo i łapownictwo. Odrodzenie moralne jest uwarunkowane stabilizacją waluty czyli oszczędnością w gospodarce państwa i gmin. Tylko tą drogą można skutecznie przeciwdziałać deprecjacji waluty i moralności.


*Rozprawa ta, oddana do druku z końcem 1921 r., stanowiła część dzieła zbiorowego: "O naprawie Rzyczypospolitej", Kraków 1922, a nadto była drukowana w tygodniku warszawskim: "Tydzień Polski" z końcem kwietnia i z początkiem maja 1922 r. (P. S.).
** łac. Mundus vult decipi, ergo decipiatur. Świat chce być oszukiwany, niechże więc będzie
*** fr. ilość nieznaczna, nieistotna.
**** łac. "co wolno Jowiszowi, tego nie wolno wołu"

sobota, 10 sierpnia 2013

Inflacja a produkcja

Do publikowania "Etatyzmu w Polsce" jeszcze wrócę, tymczasem dzielę się krótszymi, bardziej uniwersalnymi pracami. "Etatyzm" był wymaga od czytelnika dłuższego skupienia, a takie wymagania na wstępie mogą okazać się za duże. W planach mam też stworzenie postu zbierającego ogólne informacje o autorze, cytaty i spis już opublikowanych prac.
Dziękuję wszystkim, którzy okazali wsparcie inicjatywie, czyli m. in. administratorom stron na facebooku KASE Poznań, KASE Kraków i KASE Gdańsk, którym zawdzięczam reklamę przedsięwzięcia i każdej osobie, która wyraziła poparcie dla projektu i tym samym mobilizowała mnie do dalszych starań. Zachęcam do kontaktowania się ze mną każdego, kto mógłby udostępnić skany (lub inne formy elektroniczne) nieposiadanych przeze mnie prac, jestem też otwarta na sugestie. Z braku innej możliwości publikuję co się da tutaj, w przygotowaniu już schludniejsze formy pdf.
Najprościej kontaktować się ze mną przez mail:
niemanazwiska@facebook.com

 

 

Inflacja a produkcja

(Adam Krzyżanowski)

   Szkodliwość gospodarcza emisji niewymienialnych pieniędzy papierowych na cele konsumpcyjne jest powszechnie uznana. Więcej wątpliwości nasuwa emisja na cele wytwórcze np. puszczenie w obieg pieniędzy papierowych gwoli założenia fabryki. Rozróżnić należy dwa wypadki, albo chodzi o przedsiębiorstwo publiczne albo prywatne. Emisja, która ma pokryć koszt założenia przedsiębiorstwa publicznego, jest w obecnych warunkach wielce ryzykowna. Sprawność aparatu biurokratycznego obniżyła się. Zarząd państwowy kończy się ogromnemi niedoborami. Utrwala się opinja w społeczeństwie, że należy ograniczyć przedsiębiorczość publiczną. Toczy się spór o pytanie, czy nasz państwowy bank emisyjny, czy Polska Krajowa Kasa Pożyczkowa (P. K. K. P.) powinna poprzeć prywatną przedsiębiorczość hojnem udzieleniem kredytu? O tej kwestji chcę słów kilka powiedzieć.
   Przedewszystkiem stwierdzam, że Polska Krajowa Kasa Pożyczkowa pożyczyła państwu kilkakrotnie więcej, niż zebrała wkładkami, skutkiem czego pożyczki, udzielane prywatnym przedsiębiorstwom, zwiększają obieg pieniężny. Czy są zalecenia godne? Nie może być mowy o ich zupełnem wykluczeniu.
   Uważam jednak jak największą wstrzemięźliwość za wskazaną. Przed wojną banki emisyjne puszczały w obieg na cele wytwórcze (nie na cele konsumpcyjne) banknoty niepokryte. W tem sęk, że były wymienialne na złoto. Obowiązek wymiany hamował zapędy Banku ku nadmiernej emisji. Jeżeli było banknotów za dużo w obiegu, ceny drożały. Złoto odpływało poza granice kraju.  Bank podnosił stopę eskontową. Wysoki procent, który trzeba było płacić, działał jak tusz zimnej wody. Ograniczał produkcję, bo wykluczał mniej rentowną, która nie mogła opłacić procentu. Już przed wojną ścisłe dostosowanie emisji do potrzeb obrotu było niemożliwe. Musiała wytworzyć się dążność udzielania kredytów w rozmiarach dość znacznych, wywierających pewien wpływ zwyżkowy na ceny towarów, ponieważ banki zarabiały na zwiększaniu emisji. Nie mogło jednak dojść do wielkich nadużyć. Nawet lekkie przeciągnięcie struny wywoływało automatycznie nacisk podwyższonej stopy procentowej w przeciwnym kierunku (obzerniej broniłem tej tezy w mojej "Nauce o pieniądzu i kredycie").
   Obecnie stan rzeczy jest zupełnie odmienny. Nasz państwowy bank emisyjny nie wymienia papieru na złoto**. Może puszczać w obieg banknoty bez podnoszenia stopy procentowej. Może finansować interesy mało rentowne, które dawniej odpadały z powodu niemożności uzyskania dostatecznego oprocentowania. Rozstrzygająco przemawia przeciwko hojnemu szafowaniu kredytem obecna polityka stwarzania sztucznej zdolności konsumcyjnej przez państwo, która oczywiście zemścić się musi. Fabrykant kupuje coraz  drożej surowiec i maszyny z zagranicy z powodu spadku naszej waluty. Kupuje coraz drożej towary na rynku krajowym, bo drożeją pod nieodpartym naciskiem inflacji. Płaci coraz większą ilością marek robotnika. Domaga się większego kredytu. Dosaje ggo. Okazuje się, że wytwarza towar za drogi. Konsumenci nie kupują go. Albo rezygnują z zaspokojenia potrzeb. Albo sprowadzają, względnie przemycają towar zagraniczny, obecnie przeważnie tańszy mimo cła i mimo fatalnego stanu naszej waluty. Przemysł łódzki ma już węgiel i bawełnę, ale traci zbyt, choć bardzo mało produkuje. Nafty nie można wywieźć, bo za droga. Dochoodzi do zastoju. Fabrykant może stać się niewypłacalnym, a bank może stracić swą wierzytelność.
   Zastów, jako jedyny, skuteczny hamulec dalszej zwyżki cen uważam za pożądany. Jedna lub druga niewypłacalność byłaby cennem ostrzeżeniem dla banków, ażeby ostrożnie udzielały kredytu.
   Niestety rząd uniemożliwia normalny proceder wyzdrowienia. Towary drożeją, ich zbyt jest zahamowany. Wówczas następuje podwyżka cła, chwilowo wykluczająca konkurencję zagraniczną. Co najgorsze, następuje zwyżka poborów urzędniczych i robotniczych. Rząd umożliwia im nabywanie drogich towarów. Groza zastoju minęła. Oczywiście podwyżka okazuje się rychło pozorną. Drożyzna postępuje szybciej niż podwyżka. Nie może być inaczej. Rząd nic nie ma. Podatkami ściąga śmiesznie mało w stosunku so wydatków. Może więc dać tylko bezwartościowy pieniądz papierowy. Próba fałszowania rzeczywistości musi się skończyć niepowodzeniem. Zastój chwilowo mija, ale wraz z nim możliwość rzeczywistej poprawy bytu warstw urzędniczych i robotniczych. Można dojść do niej tylko przez zniżkę cen, wykluczoną w razie ciągłego śrubowania płac. Ich pozorny wzrost utrzymuje przy życiu do czasu produkcję, w rzeczywistości nie rentowną i dlatego na kredyt nie zasługującą. Tylko interesa gotówkowe są uzasadnione w czasach, w których wierzyciel z powodu deprecjacji waluty nawet w razie otrzymywania wysokiego procentu jest narażony na straty Mógłby ktoś zapytać, co to właściwie znaczy, co to szkodzi, że produkcja jest rzekomo nierentowna? Przecież dzięki podniesieniu płac urzędników i robotników towar, początkowo za drogi, ostatecznie znajduje zbyt po cenie pokrywającej koszt wydanych marek. To prawda, ale z biegiem czasu rzeczywista nierentowność musi objawić się spadkiem ilości i jakości produkowanych towarów. Przy sposobności ich wytwarzania dostawcy i robotnicy fabrykanta przekonali się, że można za materjały i pracę żądać dowolnych cen. W następnym okresie produkcji znowu śrubują  płace i ceny do wysokości, zmuszającej fabrykanta o wytwarzania coraz mniej. Rozporządza wprawdzie coraz większą ilością marek gotówkowych i zakredytowanych, ale coraz mniejszą ilością towarów. Ceny i płace, gdy inflacja doszła do tak znacznych rozmiarów, jak obecnie w Polsce, idą w górę stale szybciej niż rozporządzalna papierowa siła kupna. Dodanie fabrykantowi gotówki, czy kredytu, tylko pogarsza sytuację, bo śrubuje więcej niż proporcjonalnie ceny ze względu na powszechny brak zaufania do przyszłej siły kupna pieniądza, ze względu na chęć zeskontowania przyszłej drożyzny. W ostatecznym rezultacie na targu jest coraz mniej towarów przemysłowych. Rolnik jest coraz gorzej płatny za produkty rolnicze. Dawniej sprzedawał za 20 koron centar żyta, który dziś spienięża za tysiące marek. Wieś ma coraz mniej ubrań, nafty, cukru, soli, nawozów sztucznych, pługów. Dostarcza coraz mniej zboża. Rośnie nasze bogactwo papierowe. Zmniejsza się rzeczywiste. Wkońcu wieś wogóle odmówi przyjmowania pieniędzy papierowych. Grozi nam powrót o gospodarki naturalnej, równoznacznej z ruiną ekonomiczną i moralną. Państwo wydaje bez rachunku. Zły przykład zachęca prywatnych do produkowania bez rachunku. Państwo przedewszystkiem umożliwia ten proceder, przedtem wykluczony, śrubowaniem płac papierowych. W danych warunkach także i kredyt na cele produkcji staje się szkodliwym, bo mnożąc papier, podsyca spekulację, ratuje kosztem przyszłości, a więc chwilowo to, co niema warunków bytu, co nie odpowiada rzeczywistemu układowi sił gospodarczych. Zwolennicy inflacji zapominają, że popyt i podaż towaru, a nie papierowych pieniędzy, rozzstrzyga ostatecznie o cenach i dobrobycie.
   P. K. K. P. powinna być wstrzemięźliwa w uzielaniu kredytu na cele proukcyjne, ponieważ ziś ocena rentowności przedsiębiorstw także i z innych powodów jest utruniona. Przypominam problem amortyzacji. We wszelkich wątpliwych wypadkach należałoby odmawiać kredytu. Jeżeli już kredyt ma być udzielany, uważam wysoki procent, jako hamulec podejmowania interesów mniej rentownych, za wskazany. Nie znajdując oparcia o P. K. K. P., inne banki będą również musiały ograniczyć udzielanie kredytu, a zwłaszcza szczególnie niebezpieczne lombardowanie akcji nowo powstających przedsiębiorstw.
   Wstrzemięźliwość w udzielaniu kredytu nieco zaostrzy zastój, powiększy bezrobocie, chwilowo obniży płacę. W rzeczywistości ją podniesie, bo obniży ceny. Przeciwdziałanie inflacją narazie złagodzi przesilenie. Tem gorzej, bo nieco później wybuchnie ze zdwojoną siłą w tej czy innej formie. Rząd przeciwdziała zastojowi metodami inflacyjnemi na olbrzymią skalę, boć przecie powiększa codziennie zapas gotówki o przeszło 300 miljonów marek. Niechże przynajmniej banki przez hojne szafowanie kredytem nie zwiększają pieniężnej siły kupna społeczeństwa.
   Est tempus tacendi, est tempus loquendi***. Wojna minęła. Czas nazwać rzeczy po imieniu. W Polsce obecnie podjęta jest akcja tworzenia emisją pieniędzy papierowych nauki, sztuki, akcja powiększania zdrowotności, przeprowadzenia reform społecznych, a także ekonomicznego dźwignięcia kraju. Gdyby można było stworzyć kulturę oszustwem, byliby to inni dawno przed nami zrobili.

*Dnia 1 marca 1921 roku w Krakowie grono osób, ożywionych pokrewnemi poglądami i dążeniami, zawiązało "Towarzystwo Ekonomiczne". "Inflacja" była przedmiotem obrad drugiego z rzędu zebrania w dniu 16 kwietnia tego samego roku. Dr Karol Krzetuski zagaił dyskusję, poczem przemówiłem na temat: "Inflacja a produkcja". Oba przemówienia zostały ogłoszone drukiem w "Dodatku ekonomicznym" do "Czasu" z dnia 25 kwietnia 1921 roku, wydawanym przez "Towarzystwo Ekonomiczne". Obecnie rukuję ponownie moje ówczesne  przemówienie.
   W kilka miesięcy później "Towarzystwo Ekonomiczne" z powodu szybkiego wzrostu inflacji wogóle, a także inflacji na cele produkcyjne oraz pogarszania się stosunków przeprowadziło w Krakowie między 19 września a 10 października 1921 r. publiczną, ustną "ankietę w sprawie położenia gospodarczego i finansowego" i ogłosiło drukiem w tym samym roku sprawozdanie  z jej przebiegu w roczniku XX krakowskiego "Czasopisma prawniczego i ekonomicznego", nadto osobno jako zeszyt IV wydawnictw "Towarzystwa Ekonomicznego" (Kraków 1922, str. 113). Mnie przypadło w udziale wypowiedzenie, względnie napisanie "Słowa wstępnego" oraz "Rekapitulacji". Moje ówczesne uwagi rozwinąłem obszerniej w artykułach "Waluta" i "Walka z drożyzną", włączonych do tego zbiorowego wydawnictwa. (P. S.).
**Tekst "Ustawy Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej" z 7 grudnia 1918 r. ogłosiłem w zbiorze ustaw i rozporządzeń: "Waluta i Kredyt" (zeszyt IX "Praw Państwa Polskiego" ed. E. L. Jaworski). Kraków 1921, str 115. (P. S.).
***łac. "jest czas na mowę, jest czas na milczenie", św. Jan Nepomucen (przyp. blog)

środa, 7 sierpnia 2013

Historia etatyzmu w Polsce cz. II, Przyczyny utrzymywania się etatyzmu

 II.

 

   Adam i Ewa przekazali każdemu pokoleniu swych potomków dążenie do władzy. W pogoni za nią ludzie nie szczędzą wysiłków. Poczęści władza stanowi cel sama w sobie. Tyranizowanie bliźnich jest zadośćuczynieniem odwiecznemu, głębokiemu popędowi natury ludzkiej. Władza jest także środkiem wywyższenia się ponad innych i wzbogacenia się. Ludzie per fas i per nefas zdobywają dobra doczesne, ażeby posiąść władzę. Walczą o nią, ażeby się wzbogacić. Władza zapewnia możność wygodnego zarobkowania. Jest rzecz ą zrozumiałą, że wielu ludzi pragnie żyć z renty. Zabierają przemocą warsztaty produkcji i odstępują ich użytkowanie w zamian za wynagrodzenie, np. zadowalają się pobieraniem czynszu dzierżawnego. Nowoczesna posada urzędnicza także ma swe zalety. Nieusuwalność, zabezpieczająca przed bezrobociem, emerytura, pensja wdowia równoważą z nawiązką niejednokrotnie niski wymiar poborów. Chęć zapewnienia dzieciom stanowiska w służbie publicznej, zwłaszcza wtedy, gdy trudno o inne, nie jest zjawiskiem niewytłumaczalnem.
   Współczesne przejście od ustroju w znacznym topniu liberalnego do bardziej etatystycznego odpowiada powszechnemu od zarania dziejów falowaniu życia ludzkiego. Rozwój wypadków jest zawsze łamany, a nie prosty; nigdy nie idzie stale w tym samym kierunku. Po latach tłustych następują chude i odwrotnie, po pokoju wojna, po okresach demokratyzowania się życia państwowego czasy ścieśniania koła osób, biorących udział w rządach, po liberalizmie przychodzi kolej na etatyzm, bo ludzie skłonni są do nowinek, jak mawiano w Polsce XVI wieku, bo nigdy z niczego nie są zadowoleni, bo zawsze pragną zmiany.
   Oprócz ogólnych, psychologicznych przesłanek, podkopujących trwałość każdego ustroju politycznego, nie brakło przyczyn całkiem konkretnych, które na przełomie poprzedniego  i bieżącego stulecia, jak i po dziś dzień, sprzyjają rozwojowi etatyzmu.
   Postępy techniki rozszerzają szybko i znacznie sferę zainteresowań ludzkich, a zatem także działalności państwowej. Wymieniam jako przykład z ostatnich lat automobilizm, lotnictwo, radjo. Państwo nie mogło zignorować tych i podobnych przewrotów. Musiało zająć się niemi ze względów wojskowych i innych.
   Pod naciskiem postępów techniki zakres działania państwa wzrasta szybciej niż zakres działania społeczeństwa. Wielkie przedsiębiortstwa stają się popłatniejsze niż małe. Drobne upadają, wielkie kartelizują się. Z tą chwilą państwo zyskuje możność daleko sięgającego nadzoru. Pokusa wykorzystania sytuacji jest znaczna. Państwo jej chętnie ulega, Technika jest walną podporą tendencyj monopolitycznych współczesnego życia gospodarczego, a monopole prywatne łacno przechodzą w ręce państwa.
   Zmiany w rozkładzie sił politycznych zapewne w wyższej mierze zaważyły na szali wypadków. Etatyzm znalazł oparcie w kształtowaniu się polityki, tak zagranicznej, jak niemniej i wewnętrznej. Zarówno dążenie do wzmocnienia mocarstwowego stanowiska państwa, jak jego zdemokratyzowanie wzmogło znacznie zasiąg wpływów państwa, przyczem rozstrzygające znaczenie przypisuję procesowi demokratyzacji. Etatyzm jest rozrastaniem się ustroju politycznego. Bezpośrednia przyczyna tego zjawiska nie może tkwić w niczem inem, jeno w zmianach, zachodzących w budowie tegoż ustroju. Byłoby to niewytłumaczalnym wyłomem we współzależności zjawisk, gdyby z chwilą przejścia władzy w inne ręcejej zakres czynności pozostał niezmieniony.
   Interes mocrstwowy wyraża się przedewszystkiem militarnie. Wiele państw rozszerzyło znacznie swój zakresdziałannia, ażeby tym sposobem zwiększyć pogotowie wojenne. Hasło poparcia przemysłu wojennego, a więc w obecnym stanie techniki niemal każdego przemysłu, nalazłlo żywy oddźwięk i stało się źródłem daleko posuniętego upaństwowienia przemyłu Protekcjonizm celny zyskał skuteczną podporę w przekonaniu , że tym sposobem można zapewnić samowstarczalność gospodarczą państwa na wypadek wojny.
   Zdemokratyzowanie ordynacji wyborczej, przejście do powszechnego głosowania stało się główną przyczyną zwycięstwa etatyzmu, ponieważ w znacznej mierze pozbawiło władzy warstwy posiadające. Nie we wszystkich jednak państwach. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej mimo powszechnego głosowania burżuazja nie wypuściła steru z rąk, dzięki czemu życie gospodarcze wewnątrz państwa zachowało po dziś dzień dużo znamion liberalnych. W państwach europejskich wpływy polityczne burżuazji pod naciskiem powszechnego głosowania znacznie zmalały, ponieważ w Europie ruch robotniczy i socjalistyczny rozwinął się bez porównania silniej niż w Stanach.
   Burżuazja nie chciała obciążać się zbyt wysokiemi podatkami Nie chciała zbytnio zwalać podatków na biednych, we własnym dobrze zrozumianym interesie. Zależało jej na tem, ażeby warstw niższych nie zrażać do swoich rządów. W tym stanie rzeczy nie pozostawało nic innego, jeno gospodarować oszczędnie, a więc ścieśniać zakres działania państwa. Burżuazja, skupiająca w swoich szeregach warstwy posiadające, żądała od państwa zabezpieczenia własności, stanowiącej podstawę jej dochodów. Mniej dbała o posady urzędnicze. To też nie zależało jej tak bardzo na mnożeniu posad. Powszechne głosowanie jest równoznaczne z powiększeniem koła osób, wywierających wpływ na losy państw. Ludzie, obejmujący władzę na zasadzie poparcia, udzielonego im przez większość parlamentu, wybranego powszechnem głosowaniem obywateli, muszą liczyć się z interesami obszernego koła swoich wyborców, w gronie których przeważają osoby albo nie posiadające majątku, albo posiadające majątek mały. Powstaje problem zapewnienia korzyści kołu osób znacznie liczebniejszemu niż poprzednio, który to problem nie może być rozwiązany inaczej, jeno pomnożeniem ilości osób, czerpiących dochody z kas publicznych, zwiększeniem budżetu i wchłonięciem działalności obywateli w tryby administracji państwowej w stopniu poprzednio nieznanym.
   Ten rozwój wypadków jest zgodny z celem, przyświecającym tym, który walczyli o urzeczywistnienie powszechnego głosowania. Poplecznicy tej reformy dlatego właśnie bronili jej, aby przedstawicielom warstw biedniejszych zapewnić wpływy polityczne i możność ich zużycia na korzyść tych warstw. Coprawda dalszy etap rozwoju okazał się sprzeczny z zamierzeniami. Demokracja polityczna  zrodziła etatyzm w imię zupełnego urzeczywistnienia swych haseł, a rozwój etatyzmu ugodził śmiertelnie  w demokrację polityczną. Ostatecznie nic w tem tak dalece dziwnego. Każdy żywy pierwiastek, dojrzewając, wytwarza warunki, sprzyjające jego śmierci. Dziwną jest chyba tylko szybkość tej ewolucji. Demokracja polityczna przeżyła się niemal w tej samej chwili, w której odniosła ostateczne zwycięstwo.
   Czy i o ile wojna, podjęta w r. 1914, wywarła wpływ etatystyczny? Jej długie trwanie i rozmiary zmusiły wiele państw do wejścia na drogę specjalnego etatyzmu wojennego, dostosowanego do celów, o których urzeczywistnienie chodziło. Ówczesna przymusowa gospodarka zubożyła znacznie ludność i dała jej się mocno we znaki, ograniczając w wysokim stopniu wolność obywateli. Tak dotkliwe następstwa tej gospodarki objawiły się najsilniej w państwach, w których inflacja przetrwała wojnę. Etatyzm wojenny i inflacja wywołały reakcję przeciwko etatyzmowi wogóle, która jednak okazała się przemijającą.
   Po stabilizacji waluty etatyzm odżył niemal ze zdwojoną siłą. Złożyły się na to dwie przyczyny. Wojna niewątpliwie podkopywała stanowisko warstw posiadających nawet w państwach zwycięskich. Do wojny powołano całą ludność. Biedniejsi, stanowiący większość, obdarzoną czynnem i biernem prawem wyborczem do parlamentów, ucierpieli finansowo najwięcej i wystąpili z żądaniem wynagrodzenia im ofiar, poniesionych w obronie ojczyzny. Do opłacania podatków zgodnie z demokratycznym ustrojem politycznym pociągnięto przedewszystkiem bogatych. Powiększono świadczenia państwa na rzecz uboższych.
   W niektórych państwach wojna i inflacja wyczerpały kapitał społeczeństwa w wysokim stopniu, skutkiem czego prywatna inicjatywa gospodarcza osłabła, zwłaszcza w zakresie produkcji dóbr trwałych. Ruch budowlany prywatny niemal zamarł. Wyłoniły się i zostały spełnione żądania zaradzeniu złemu przez państwo, co oczywiście wydatnie obciążyło skarb.
   Ten motyw  w Polsce odgrywa obecnie znaczną rolę. Polska przechodzi okres etatyzmu z tych samych przyczyn, które w innych państwach zaważyły na szali wypadków. W ubiegłem dziesięcioleciu posiew etatyzmu rozplenił się w Polsce silniej niż w wielu innych państwach zapewne dlatego, że napięcie sił antyliberalnych było u nas większe. Liberalizm, na jaki nas stać było, wyładował się w zrzuceniu obcej przemocy, a w polityce wewnętrznej w wydrukowaniu w "Dzienniku Ustaw" papierowej konstytucji, w obronie której nikt nie chciał ponosił ofiar, którą etatyzm gospodarczy unicestwił. Dlaczego?
   Wpływy polityczne warstw posiadających w sprzyjających warunkach okazały się potężnym hamulcem, skutecznie powstrzymującym aparat państwowy na śliskiej drodze rozdęcia jego atrybucyj. W Polsce zmartwychwstałej wpływ burżuazji na tok wypadków był mały. W wielu państwach zagranicznych większa siła polityczna burżuazji tłumaczy się przedewszystkiem jej znaczną liczebnością, wynikającą z istnienia mnogiego stanu średniego, samodzielnie zarobkującego, a więc z wykluczeniem średnio uposażonych urzędników publicznych i prywatnych. Proces koncentracji produkcji podciął i nadal niweczy byt wielu pracowni rzemieślniczych i kupieckich. Na dobitek wcale znaczny odsetek naszej burżuazji znalazł się poza nawiasem polskiego życia politycznego ze względu na swą przynależność do obcych narodowości. Co więcej, członkowie polskich warstw posiadających ostali w pewnej mierze odsunięci na bok. Do władzy doszli w Polsce niepodległej ludzie, którzy przez całe swe życie o niepodległość walczyli, którzy przeciwstawiali się w trzech zaborach zwolennikom polityki ugodowej w stosunku do mocarstw zaborczych. Nowi władcy rekrutowali się w pokaźniej liczbie z proletarjatu inteligencji, nie uposażonego hojnie w dostatki ziemskie. Ugodowcy mieli oparcie raczej w warstwach posiadających. Bojownicy o niepodległość dobrze pamiętali o tem, że mało demokratyczny rozmach kierowników powstania z r. 1830 był jedną z przyczyn klęski. Właśnie dlatego bojownicy o niepodległość chętnie łączyli się z polską partją socjalistyczną (P. P. S.), stanowiącą także w Polsce z natury rzeczy główną ostoję etatyzmu. W Polsce objęli władzę i sprawują rządy po dziś dzień ludzie, którzy za młodu przeszli szkołę czynnej pracy w socjalizmie, a potem w legjonach. Praca w legjonach stępiła nieco ostrze radykalizmu socjalistycznego, ucząc konieczności godzenia  go z wymogami wzmocnienia siły mocarstwowej państwa, z pewnością jednak nietylko nie była uczelnią liberalizmu, ale dostarczała pewnych podniet polityce etatystycznej, choćby z punkty widzenia wzmożenia sił państwa w walce z sąsiadami i przeciwstawienia się ugodowcom.
   Powszechne głosowanie pozbawiło aparat państwowy hamulca , zwalniającego bieg ku upaństwowieniu jak najobszerniejszych sfer ludzkiej działalności.W Anglji rozpoczęto stopniowo rozszerzać koło wyborców do izby niższej parlamentu w r. 1832. Polska weszła na tę drogę znacznie później. Najwcześniej w zaborze pruskim, ale i tu dopiero w r. 1871. Najpóźniej w Królestwie i w prowincjach zabranych. Przegrana wojna z Japonją skłoniła rząd rosyjski do powołania dumy w r. 1905, przyczem liczba wyborców i uprawnienia dumy były wielce ograniczone. W Polsce w lutym 1919 roku odbyły się wybory do jednoizbowego sejmu konstytucyjnego, zwanego ustawodawczym, na zasadzie przyznania prawa głosu kołu wyborców, obszerniej zakreślonemi niż w Anglji. Anglja pozostała w tyle. Zrówna się z nami przy najbliższych wyborach. Dopiero wówczas głosować tam będą po raz pierwszy obywatele od lat 21-30.
   W tym stanie rzeczy któż rozsądny dziwić się może temu, że powszechne głosowanie funkcjonuje w Anglji lepiej niż w Polsce. Nagłe przejście do powszechnego głosowania utrudniało w Polsce wyrobienie się i uzyskanie wpływu w państwie tradycji politycznej, zdolnej przeciwstawić radykalizmowi etatystycznemu trafną ocenę rzeczywistości.
   Nastawienie polityczno-ekonomicznego myślenia i wartościowania wpływowego odłamu naszej opinji publicznej stworzyło grunt podatny do urzeczywistnienia programu, zalecającego wzzmożenie ingerencji państwa. Ludzie opowiadają się za wszechwładzą państwa, bo wierzą w możliwość pomyślnego wykonania wselkich zamierzeń ustawodawców i władz. Naiwna wiara w wszechmoc państwa płynie z błędnej oceny stosunku, zachodzącego między zakreślanemi celami a środkami, przewidywanemi gwoli ich osiąggnięcia. Ten nniepokojący stan umysłów wydaje się w Polsce bardziej rozpowszechniony niż w innych państwach.
   Prócz nagłego wprowadzenia powszechnego głosowania zapewne także krytyczne ustosunkowanie się naszej opinji publicznej do realistycznej polityki ugodowej wobec mocarstw zaborczych zdepopularyzowało realizm wszelki jako miarodajny wskaźnik w sprawach politycznych i ekonomicznych. W jednym z trzech zaborów stronnictwo ugodowe przybrało nazwę stronnictwa realistów gwoli zaznaczenia głównego motywu swego pojednawczego stanowiska wobec zaborców. Zwolennicy tego stronnictwa odrzucali radę poety: "Mierz siły na zamiary, nie zamiar podług sił". W poczuciu chwilowej słabości społeczeństwa, pamiętając o szkodliwych skutkach nieudałych powstań, uważali za wskazane odroczenie walki o niepodległość do sposobniejszej chwili, co oczywiście wywoływało gwałtowny sprzeciw "niepodległościowców", którzy po wielkiej wojnie doszli w Polsce do władzy. Polityka mierzenia sił na zamiary może być zalecenia godna, jeżeli okoliczności sprzyjają, w polityce zagranicznej. Nawet na polu bitwy mało oględna śmiałość niekiedy popłaca. Natomiast tam, gdzie chodzi o finanse państwa i gospodarstw społeczeństwa, ryzykowanie jest stokrotnie niebezpieczniejsze.
   Chęć zbierania dojrzałych owoców bez ponoszenia ofiar silnie się uwydatniła w dziejach naszej konstytucji, parlamentaryzmu, stabilizacji waluty. Na papierze wszyscy opowiadali się za temi postulatami. Ale nie stać było społeczeństwa na ofiarność, niezbędną w danych warunkach dla ziszczenia zamierzeń. Ten kąt widzenia polityczno-ekonomiczny stanowi podłoże wiary w wszechmoc państwa i etatyzmu. Na przykładzie ustosunkowania się opinji publicznej do zagadnienia demograficznego w Polsce i w innych państwach spróbuję bliżej uzasadnić to, co napisałem.
   W Anglji poziom dobrobytu szerokich mas robotniczych jest stosunkowo wysoki. Bogatsi są wysoko opodatkowani. Związki zawodowe, do których państwo życzliwie się ustosunkowało, wywalczyły wysokie płace. Ustawodawca ograniczył czas pracy i przymusowo ubezpieczył  robotników od bezrobocia. Opinja publiczna domaga się od rządy, ażeby zabezpieczył każdemu minimum utrzymania i pomagał masom robotniczym bronić raz osiągniętego poziomu dobrobytu (standard of life). Jednak opinja angielska rozumie, że byłoby narzucaniem państwu zadania nad siły, gdyby równocześnie ludność zbyt szybko się rozmnażała. W Anglji ilość urodzin także wśród warstw robotniczych, bardzo znacznie spadła. W rozumieniu Anglików powodzenie polityki czasu pracy i przymusowych ubezpieczeń uwarunkowane jest umiarkowanym przyrostem ludności.
   Faszyzm włoski wywiesił hasło zwiększenia przyrostu ludności w imię wzmożenia siły mocarstwowej państwa. Do tego programu zastosował swą politykę socjalną. Głosi, że w razie potrzeby należy przedłużyć czas pracy i że wysokie płace są dopuszczalne tylko o tyle, o ile to jest zgodne z interesem państwa.
   Obie te polityki są wręcz sprzeczne, ale to mają wspólne, że obie liczą się z rzeczywistością, są jasne, stanowcze i właśnie dlatego godne wielkich narodów.
   Polska przoduje niemal wszystkim narodom rozmiarami swego przyrostu ludności i ubóstwem kapitału. Czynnniki te nieodzownie muszą ujemnie wpływać na wysokość płac i stan bezrobocia. A jednak rozpowszechnione jest przekonanie, że wystarczy upaństwowić to i owo, wydać jeszcze kilka ustaw, utworzyć  szereg nowych urzędów, nadzorujących gospodarkę prywatną i ustanawiających, ażeby odrazu podnieść płące i usunąć bezrobocie.
   Wysokie płace, zwłaszcza w kraju gęsto zaludnionym, są uwarunkowane znacznemi zyskami, w dużej mierze zaoszczędzanemi i produkcyjnie zużywanemi, wywołującemi tym sposobem popyt za robocizną, który podbija płace. Bez wysokich płac niema znacznego i trwałego dobrobytu, bo brak dostatecznego zbytu na wyprodukowane dobra i usługi. W Polsce, zgodnie z rozpowszechnioną polityką strusią zamykania oczu na rzeczywiste trudności, mówi i pisze się ciągle, że wysokie płace są źródłem dobrobytu Stanów Zjednoczonych i że wystarczy podnieść płace, ażeby zwiększyć produkcję i stworzyć raj na ziemi. Jeżeli zaś Polska do tego jeszcze nie doszła, to cała wina leży jakoby po stronie rządu, który waha się zmusić przedsiębiorców do zrezygnowania z części nadmiernych zysków. W Polsce propaguje się wysokie płace i niskie zyski, choć nie ulega wątpliwości, że wbrew pozorom jedno drugie wyklucza. Są tacy, którzy idą dalej i łoszą z trybuny sejmowej nastanie wkrótce ery produkowania dla zaspokojenia potrzeb, a nie dla zysku, choć wielowiekowe doświadczenie uczy, że tylko produkcja na zysk obliczona może być wielką i zapewnić wysokie płace. Pisze się ciągle o wysokich płacach w Stanach Zjednoczonych, a milczy się o tamtejszych wysokich zyskach, o małej ochronie pracy, o nieubezpieczaniu przymusowo robotników, o poniechaniu przez Stany wejścia na drogę etatyzmu gospodarczego. Milczy się o wzajemnem uwarunkowaniu tych zjawisk.
   Ciągle przytacza się to wszystko, co zagranicą jest korzystne, z wyrzutem pod adresem rządu, że jeszcze nie wydał ustawy, zapewniającej od jutra dorównanie przez Polskę wszelkim możliwym rekordom zagranicznym, - ale systematycznie pomija się ciemne plamy, któremi okupione są zagraniczne świetności.
   W Polsce istnieje dziwne pojęcie optymizmu polityczno-ekonomicznego, do którego miłujący ojczyznę obywatele są zobowiązani. Wedle tej teorji optymistą jest ten, kto wierzy w wszechmoc państwa, w możliwość usunięcia nagle wszelkich bolączek nakazem rządu. Propagatorzy tego optymizmu nie zdają sobie sprawy z tego, jak dalece szkodliwym jest płytki optymizm, choćby dlatego, że drogą reakcji wywołuje równie potępienia godny, bezzasadny pesymizm, negujący znaczne dokonane postępy i wszelkie możliwości ich dalszej rozbudowy. Istnienie w społeczeństwie podobnych nierealnych nastrojów dobitnie świadczy o ubóstwie naszego myślenia i wartościowania polityczno-ekonomicznego.
   Czyż nie świadczy o tem samem równoczesne ciągłe odwoływanie się o pomoc do państwa i niechęć uchwalania uzasadnionych podatków? Nieraz trudno oprzeć się wrażeniu, że w Polsce uważa się pomoc państwa za bezpłatną. Jest ona oczywiście bezpłatną dla tych, którzy za nią nie płacą, ale ktoś koszta ponieść musi. Nie jest bezpłatną w rachunkach gospodarstwa społecznego, którego losy prędzej czy później odbijają się na ogóle obywateli. Gdy państwo cłami, udzielaniem kredytów, zasiłków lub w inny sposób tzwróci kapitały w określonym kierunku, wówczas kapitałó zabraknie gdzieindziej. Gołosłowne zaprzeczenia lub zamilczanie tych prawd oczywistych tylko szkodzić może.
   Znaczny odłam naszej opinji publicznej - dość czytać gazety, ażeby o tem się przekonać - ciągle i nie bez powodzenia domaga się od państwa zaradzenia temu lub owemu , a równocześnie narzeka na małą sprawność naszej administracji. Gdyby nagłe i szybkie powiększenie się zakresu działania państwa nie powodowało podrożenia i pogorszenia administracji, etatyzm byłby już dawno zwyciężył.
   Brak poczucia rzeczywistpości polityczno-ekonomicznej jaskrawo objawił się w długiem trwaniu w Polsce inflacji. Polska była jedynem państwem zwycięskiem, które popadło w hiperinflację. W pierwszych latach naszej odzyskanej niepodległości drukowaliśmy bez opamiętania pieniądze papierowe w imię postępu. Nie zauważyliśmy, jak bardzo kosztownym jest ten tani sposób napełniania pustych kas państwa. Wielką zasługą obecnego rządu jest twarde obstawianie przy zasadzie zrównoważenia budżetu bez inflacji. Tą drogą rząd walnie przyczynił się do dźwignięcia kraju i do wyrobienia w społeczeństwie trafniejszej oceny zagadnień polityczno-ekonomicznych. Ażeby uwieńczyć swe dzieło, rząd musi nadal dbać o dobrą gospodarkę skarbową i przeciwstawić się niewytępionym jeszcze do szczętu dążnościom, popychającym państwo na drogę nadmiernego etatyzmu.

piątek, 26 lipca 2013

Etatym w Polsce cz. I, Istota etatyzmu, zjawiska paralelne, walka z liberalizmem


I.
   Pierwsze dziesięciolecie zmartwychwstałej państwowości polskiej, które upływa w tych dniach, zapisało się złotemi głoskami na kartach naszych dziejów szeregiem zwycięstw i powodzeń w polityce zagranicznej. Nie czuję się powołanym do rozpatrywania ubiegłego dziesięciolecia pod tym kątem widzenia. Mam zamiar ograniczyć się do kilku uwag na temat rozwoju polityki wewnętrznej: chcę pisać o dziejach polskiego etatyzmu. Będę się starał wykazać, że zjawisko to jest najistotniejszem znamieniem ewolucji naszego rozwoju państwowego i że ustosunkowanie się do tego zagadnienia ma rozstrzygające znaczenie dla naszej przyszłości.
   Czyż jednak uważanie etatyzmu za znamię państwowości nie jest najzwyklejszą tautologją, boć przecie Francuzi państwo nazywają etat, boć przecie rozumie się samo przez się, że każde państwo jest wyrazem istotnych znamion państwowości. Trzeba dać odpowiedź na pytanie czy podkreślanie etatyzmu w rowoju państwowości polskiej wyjaśnia, a nie zaciemnia istotę rzeczy.
   Państwo jest korporacją publiczną, bo jego władze pobierają świadczenia przymusowe od poddanych. W granicach państwa istnieją inne korporacje publiczne, gospodarujące przymusowo. Podatki nakładają władze samorządu terytorjalnego (gminy, powiaty, województwa), zawodowego (izby rolnicze, przemysłowo-handlowe, rękodzielnicze, lekarskie, notarjalne, adwokackie i t. d.), oraz stanowego (ubezpieczenia robotnicze etc.)*. Gdy mowa o etatyzmie, można mieć na myśli albo całokształt działalności wszystkich korporacyj publicznych albo tylko działalność państwa. W średnich wiekach podporządkowanie innych korporacyj publicznych państwu było luźne. Merkantylizm centralizuje władzę w ręku państwa; odtąd etatyzm staje się centralistycznym. Liberalizm, choć jest ograniczeniem zakresu działania państwa nie zrywa z centralizacją. Z końcem XIX wieku liberalizm w ustroju państwowym kurczy się. Zakres działania państwa wzrasta. Jego centralistyczna budowa ulega małym zmianom. Spadkobierca okresu liberalnego, współczesny etatyzm, jest przeważnie centralistyczny w podwójnym tego słowa znaczeniu. Państwo przyznaje sobie wielki zakres działania, a mały samorządom. Powtóre, wykonuje nad ich czynnościami daleko sięgający nadzór, który krępuje w wysokim stopniu ich samodzielność.
W związku z rozbudową przymusowych związków robotniczych we Włoszech, dokonaną w ostatnich latach przez zwycięski faszyzm, często mówi i pisze się także w Polsce o powstaniu nowoczesnego państwa korporacyjnego. Zapomina się o ścisłem podporządkowaniu owych związków robotniczych państwu. Jak dotąd, faszyzm nie wyszedł poza granice centralistycznego etatyzmu.
Ustrój państwa współczesnego różni się od średniowiecznego rozrostem pierwiastków centralistycznych, demokratycznych i liberalnych. Rozwój w żadnym z tych trzech kierunków nie był bezwzględnie stały. Najstalszą okazała się dążność do zcentralizowania władzy w ręku państwa. Aż do czasu wielkiej wojny postępy demokratyzacji stanowią najbardziej charakterystyczne piętno rozwoju naszej kultury, którego wyrazistość doznała obecnie pewnego zamazania. Liberalizm ustroju państwowego ulegał największym fluktuacjom.
   Zewnętrznie etatyzm przejawia się szybkim i znacznym wzrostem koła osób, czerpiących dochody z kas korporacyj publicznych. Wzrasta ilość urzędników wojskowych i cywilnych różnego stopnia, emerytów, inwalidów, robotników prywatnych, których państwo ubezpiecza od bezrobocia. Wzrasta majątek publiczny szybciej niż majątek społeczeństwa. Obciążenie podatkami rośnie, bo majątek publiczny staje się źródłem niedoborów. Wzrasta zakres działania państwa  i innych korporacyj publicznych jako dostawców i odbiorców najróżnorodniejszych  towarów czy usług. Operowanie pojęciem etatyzmu jest próbą ilościowego określenia państwowości. Wychodzi się przytem z założenia, że, pisząc o państwie, należy przedewszystkiem zdać sobie sprawę z tego, czy zakres działania państw zwęża się, czy rozszerza.
   Jeżeli przez ustrój biurokratyczny będziemy rozumieli wzrost liczby urzędników i ich władzy, dojść musimy do wniosku, że biurokratyzowanie społeczeństwa i etatyzm są pojęciami identycznymi. "Poseł na Sejm jest osobnikiem, który chce być ponownie wybrany": wydaje mi się pouczającem zastosowanie tej nieco sumarycznej metody definjowania do urzędników. Urzędnik jest osobnikiem, który dąży do stworzenia podurzędnika, ażeby rozszerzyć zakres swej władzy. Ekspansywność jest znamieniem życia, a więc także i biurokracji. Gdy opodatkowani z tych lub innych powodów nie są w stanie przeciwstawić się skutecznie zakusom biurokracji, państwo staje się etatystycznem, póki zubożenie nie kłądzie kresu tej ewolucji.
   W XIX stuleciu w wielu państwach (w niektórych już znacznie wcześniej) zwyciężył liberalizm. Rządy poznosiły średniowieczne ograniczenia religijne, polityczne, np. ustawodawstwo cechowe. Pod koniec tego stulecia nastąpił zwrot w kierunku przeciwnym. Zakres działania państwa szybko i znacznie wzrasta w najróżnorodniejszych kierunkach. Wstępujemy w okres etatyzmu. Poprzedni okres liberalny mimo ścieśnienia wszechwładzy państwa był równocześnie okresem nieznanego dotychczas w dziejach rozkwitu mocarstwowych sił państwa. Państwa XIX stulecia przewyższają znacznie państwa dawniejsze militarną i finansową potęgą. Anglja równocześnie urzeczywistnia w wysokim stopniu ideały liberalne i w rzędzie mocarstw zdobywa pierwsze miejsce.
   Pojmuję etatyzm jako zupełną antytezę polityki liberalnej, o ile chodzi o dobór środków osiągnięcia ostatecznych celów. Niema różnicy zasadniczej w określeniu celów. Jedna i druga polityka dąży do wzmocnienia państwa jako takiego, a zarazem do spotęgowania rozwoju jednostki. Różnica polega na tem, że etatyzm w rozszerzeniu zakresu działania państwa widzi niezawodny środek utrwalenia podstaw mocarstwowej siły państwa, która sama przez się zabezpiecza możliwie najlepszy rozwój jednostkom, zamieszkującym granice tego państwa. Natomiast poplecznicy liberalizmu stale i powszechnie dążą  przedewszystkiem do spotęgowania życia indywidualnego przez zrzucenie więzów etatystycznych, krępujących swobodny rozwój jednostki, uniemożliwiających jej zdobycie pełni sił cielesnych i duchowych, na którą ją stać. Wolność indywidualną uważają za pewny zadatek mocarstwowej siły państwa.
   Poplecznicy etatyzmu niejednokrotnie zarzucają liberałom, że ich zamiarem jest osłabić państwo, aliberali pomawiają obrońców etatyzmu o chęć unicestwieni rozwoju indywidualnego jednostek. Oba twierdzenia są oczywiście mylne, o ile stanowić mają charakterystykę zamiarów, przyświecających stronnikom jednego i drugiego ustroju politycznego. Jeden i drugi zarzut może być słuszny tylko w tem rozumieniu, że mimowoli poplecznicy tych dwóch systemów politycznych - jedni osłabiają państwo, drudzy zbytnio krępują możliwości jednostek.
   Przekonywującym dowodem, że etatyzm zasadniczo nie odrzuca indywidualizmu, jest fakt, że wszyscy poplecznicy etatyzmu wprawdzie zwalczają liberalizm gospodarczy, ale nie wszyscy wyrzekają się liberalizmu wogóle. Przed wielką wojną socjaliści, stanowiący ośrodek sił etatystycznych, stawali w obronie demokracji i wszelkiego liberalizmu z wyjątkiem ekonomicznego. Dopiero powojenny faszyzm stał się ideologicznie najdoskonalszym, bo dobitnym, jasnym i konsekwentnym wyrazicielem myśli etatystycznej dzięki przeciwstawieniu się liberalizmowi wogóle. Socjalizm wywodzi się wprost z rewolucji francuskiej. Mussolini śmiało i wyraźnie potępia jej hasła równości i wolności w imię wszechwładzy państwa, stanowiącej dla jednostek dobro najwyższe, jedynie umożliwiające skuteczną i trwałą realizację wszelkich innych dóbr indywidualnych. Atoli ideologia jego jest zjawiskiem raczej odosobnionem, które pojawiło się dopiero przed kilku laty, gdy tymczasem postępy etatyzmu w walce z liberalizmem są o wiele wcześniejsze.
   Trzynasta część traktatu pokojowego, podpisanego w Wersalu w r. 1919, zatytułowana "Praca", a zawierająca postanowienie utworzenia i zasady zorganizowania międzynarodowego biura pracy, rozpoczyna się uroczystą inwokacją, stanowiącą integralną część traktatu, streszczającą ideały, przyświecające twórcom traktatu. Oświadczyli się oni równocześnie za daleko idącą interwencją państwa na korzyść warstw robotniczych stosowaną przez wszystkie państwa mniej więcej równomiernie na podstawie międzynarodowych układów, oraz za zapewnieniem wolności związkom zawodowym (liberte syndicale). Jest to ciekawy przykład stawiania sobie w toku rozważania zagadnień polityki etatystycznej celów, wykluczających się nawzajem.
   Poplecznicy etatyzmu, a w szczególności socjaliści, niejednokrotnie przyznają się do celów indywidualistycznych i liberalnych, co oczywiście nie przesądza odpowiedzi na pytanie, czy z dobrym skutkiem dążą do osiągnięcia tego celu. Może naogół trafnem będzie stwierdzenie, że etatyzm, dojrzewając z biegiem czasu siłą rzeczy , często wbrew woli swych zwolenników staje się czynnikiem anty-indywidualistycznym. Daje się unosić fali dlatego, że znowu siłą rzeczy, o wiele bardziej decydującą o przebiegu wypadków, niż na pierwszy rzut oka zdawaćby się mogło, etatyzm, o ile chce się rozwijać i ostać, musi się zwracać przeciwko wszystkim istotnym przejawom polityki liberalnej. Etatyzm nolens volens musi "iść na całego", bo poszczególne człony liberalizmu są nierozerwalnie z sobą związane. Razem rodzą się i razem umierają. Poplecznikom etatyzmu zdawało się początkowo, że zwalczają jedynie liberalizm gospodarczy, a równocześnie chronią i potęgują pierwiastki liberalne ustroju politycznego. Tok wypadków rozwiał złudzenia, zapoznające uwarunkowanie liberalizmu gospodarczego liberalnym fundamentem politycznym.
   Zwolennicy polityki liberalnej krytycznie oceniali daleko posuniętą jednolitość władzy państwowej, ponieważ uważali dzierżycieli władzy jednolitej za skłonnych do nadużycia jej w duchu zbytnio krępującym swobodę jednostek. Liberalizm widzi w podziale władzy na ustawodawczą, sądową i administracyjną trzy władze od siebie mało zależne i wzajemnie się równoważące, a ich równowagę uważa za środek osłabienia nacisku państwa na jednostkę i zabezpieczenia jej wolności. Dla osiągnięcia tego samego celu liberalizm ścieśnia zakres władzy państwa, wytwarzając osobne organy dla funkcyj, odebranych państwu, skutkiem czego jednostka w systemie politycznym liberalnym uczestniczy  różnych związkach społecznych. Ich współzawodnictwo i ścieranie się zapewnia jednostce znaczną swobodę ruchów. Etatyzm, zwłaszcza centralistyczny, skupiający dużo atrybucyj w ręku państwa, krępuje tem samem jednostkę.
   Etatyzm podkopuje zasadniczo ustrój liberalny, bo godzi w podział pracy i zróżnicowanie społeczeństwa. W starożytności jak i w wiekach średnich, albo państwo degraduje kościół do rzędu religji państwowej, albo kościół stara się opanować państwo. Kościół i państwo stanowią poniekąd całość, której rozszczepieniem w miejszym lub większym stopniu staje się wynikiem postępów liberalizmu. Wolność ekonomiczna jest niczem innem, jeno wytyczeniem dwóch poczęści odrębnych sfer: politycznej i gospodarczej. Wedle teorji i praktyki liberalnej rzeczą państwa jest obrona na zewnątrz, utrzymywanie ładu i zabezpieczenie własności prywatnej wewnątrz państwa z równoczesnem wyrzeczeniem się jakiegokolwiek gospodarowania bezpośrednio przez państwo i oddziaływania na gospodarstwa prywatne, wyłącznie powołane do wykonywania czynności gospodarczych z wykluczeniem państwa. Tylko państwu liberalnemu znane jest zjawisko biednych polityków i bogaczy, odsuniętych od władzy. Prawniczo odpowiada temu wyodrębnieniu sfery politycznej i gospodarczej - rozróżnienie prawa publicznego i prywatnego. Liberalizm szuka i znajduje zabezpieczenie wolności polityczniej w podziale władz, w zastrzeżeniu w znacznej mierze ustawodawstwa parlamentom, co łączy się z próbami umniejszenia ich wpływu na administrację i sądownictwo. Z podziałem władz i parlamentaryzmem idzie w parze zróżnicowanie funkcyj cywilnych i wojskowych.
   Liberalizm uznaje prawo własności i inne prawa podmiotowe jednostek. Różnicuje, a zarazem przeciwstawia państwo i jednostkę. Etatyzm można metaforycznie określić jako częściowe wchłąnianie jednostki przez państwo, a więc jako zacieranie usiłowań liberalnych zróżnicowania tych dwóch zjawisk. Ich rozróżnienie przejawia się także jako przeciwstawienie państwa i społeczeństwa, uzasadnione w ustroju  liberalnym, zanikające w etatystycznym. Zazwyczaj przez społeczeństwo rozumiemy działąlność ludzką w wysokim stopniu uniezależnioną od władz, a zatem w stosunku do nich samodzielną i rozgrywającą się poza sferą ich czynności. Z chwilą szybkiego i znacznego rozrostu zakresu działania władz społeczeństwo w znacznym stopniu zlewa się z państwem w jedną całość.
   Określiłem ogólnikowo ustosunkowanie się liberalizmu do etatyzmu. Chcę uwypuklić to, co na ten temat powiedziałem, nieco bliższem wniknięciem w walkę, którą etatyzm toczy  liberalizmem na terenie politycznym, finansowym, ekonomicznym i cywilizacyjnym.
   Parlamentaryzm jest fortecą, wzniesioną przez polityków liberalnych, z wyżyn której opanoali społeczeństwo. Historycznie parlamentaryzm rozwija się równolegle  z przywilejem uchwalania całego budżetu, który wywalczyli sobie posłowie jako pełnomocnicy opodatkowanych. Chodziło o to, ażeby, umniejszając wydatki państwowe do rozmiarów niezbędnych, zapobiec przerostowi biurokracji i uciskowi podatkowemu. Parlamentaryzm stał się ostoją liberalizmu, ponieważ w doskonałej swej formie polegał na tem, że stanowiska naczelne w rządzie, fortele ministerjalne przypadały w udziale wybrańcom ludu z wykluczeniem urzędników, niezasiadających w parlamencie. Ten system był oczywistem ograniczeniem biurokracji.  Posłowie zwalczali wszechwładzę państwa gwoli ochrony wolności obywateli w najszerszym tego słowa znaczeniu. Parlamentaryzm stał się liberalną formą ustroju politycznego także dlatego, że stwarzał moralne usprawiedliwienie przymusu, wywieranego przez państwo, warunkując go zgodą większości wybrańców ludu, podlegającego owemu przymusowi. Tym sposobem przymus poniekąd przestał być naruszeniem wolności oywateli. Słowem, liberalizm przyoblekł się w szaty parlamentaryzmu. Etatyzm je zrzucił.
   Śledząc przebieg wypadków ostatnich lat w różnych państwach, trudno nie zauważyć uderzającej równoległości między rozwojem etatyzmu i osłabieniem żywotności ustroju parlamentarnego. Nie zbieżność przypadkowa, jeno wzajemna współzależność jest trafnym wyrazem ustosunkowania się tej równoległości.
   Upadek parlamentaryzmu zazwyczaj prędzej czy później doprowadzić musi albo do jego przewróceni, albo do przebudowy etatystycznej państwa. Jeżeli władcy państwa odmawiają ludowi współudziału w rządzie, a równocześnie zostawiają mu mało ograniczoną własność prywatną, wolność wyboru zawodu i przesiedlania się, a więc wolność gospodarczą, wówczas zachodzi niebezpieczeństwo, że ci, co w pierwszym rzędzie korzystają z tego stanu rzeczy, postarają się o uzyskanie wolności politycznej i o współudział we władzy państwowej gwoli zabezpieczenia swego stanu  posiadania.  Ażeby temu zapobiec , ci, co ograniczają swobody polityczne, często uszczuplają gospodarcze. Nie kłdę jednak nacisku na ten rozwój wypadków.. Mam na myśli przedewszystkiem stosunek odwrotny, to znaczy oddziaływanie zwiększonego zakresu czynności i wpływów państwa na układ sił politycznych w kierunku nieprzyjaznym iberalizmowi i parlamentyzmowi.
   Zdarza się, że władcy, którzy wprowadzają etatystyczny porządek rzeczy, równocześnie znoszą parlament (Rosja sowiecka). W innym układzie sił polityczno-gospodarczych etatyzm doprowadza do ograniczenia parlamentaryzmu i do podziału władz tak ściśle z parlamentaryzmem związanego. Wykonawcą tego ograniczenia bywają niejednokrotnie w państwach nowoczesnych dyktatury etatystyczne, jawne lub ukryte, różnego pokroju i natężenia, mniej lub więcej militarne. Nie jest koniecznem zjawiskiem, że długoletnie wojny stają się posiewem dyktatur wojskowych. Nie można jednak tego zjawiska zaliczyć do niezwykłych. Nie jest także rzeczą zbyt dziwną, że spadek po Izbach, wybranych na zasadzie powszechnego głosowania wszystkich dorosłych obywateli i obywatelek przypada w udziale wojskowości. Któż inny mógłby skutecznie przeciwstawić się demokracji niemal w pełni zrealizowanej? W razie zwycięstwa tych prądów zróżnicowanie funkcyj wojskowych i cywilnych słabnie. Parlament traci wpływ na obsadzanie foteli ministerjalnych, a równocześnie etatyzm , niejednokrotnie raczej mimowoli , staje w sprzeczności z uprawnieniami zasadniczemi parlamentu z nieuniknionych przyczyn charakteru, że tak powiem, ilościowego i technicznego. Rozszerzenie zakresu działania państwa uniemożliwia parlamentowi wykonywanie włąściwych mu funkcyj równoważenia i nadzorowania biurokracji. Zanik funkcyj równoważenia i nadzorowania biurokracji. Zanik funkcyj także w tym wypadku powoduje zanik organu. Rozszerzenie zakresu działania państwa uszczupla parlamentaryzm, podział włądz i praworządność.
   Parlament mógł uchwalać budżet w sposób zapewniający rzeczywisty wgląd w jego szczegóły i tą drogą wykonywać kontrolę całej administracji, póki rodzaje dochodówi wydatków były nieliczne. To ograniczenie stanowi istotę liberalizmu. Z chwilą zwycięstwa prądów etatystycznych mnożą się kategorje dochodów i wydatków, obejmują najróżnorodniejsze dziedziny. Budżet i cała administracja stają się zjawiskiem zawiłem i nieprzejrzystem. Parlament, choćby cały rok obradował, traci możność orjentowania się w aparacie państwowym. Uchwalanie budżetu przestaje być wykonywaniem skutecznej kontroli nad administracją, choć zajmuje dużo czasu i uniemożliwia parlametowi należyte spełnianie zadania ustawodawczego. Etatyzm rozsadza ramy parlamentyzmu, które stały się dla niego za ciasne.
   Wspomniałem co dopiero, że zajęcia budżetowe parlamentów nie pozostawiają im dość czasu na uchwalanie obszerniejszych ustaw. Ten stan rzeczy daje się szczególnie we znaki ustrojowi etatystycznemu, polegającemu na znacznem i szybkiem rozszerzaniu zakresu działania państwa, ponieważ wówczas zachodzi w wysokim stopniu potrzeba wydawania wielu, nieraz długich ustaw, zmieniającychh dotychczasowy porządek prawny. Jeżeli etatyzm chce to zadanie wypełnićć, musi doprowadzić w tej czy innej formie do, choćby częściowego, odebrania parlamentom ich włądzy ustawodawczej. Urzędnicy stają się ustawodawcami, obywatele poddanymi. Podział władz, zalecany przez l;iberalizm, przesytaje obowiązywać.
   Proces ten odbywa się różnemi drogami. Wchodzą w grę często t. zw. delegacje władzy ustawodawczej. Parlament przelewa ją częściowo i chwilowo na Prezydenta Rzeczypospolitej i Radę Ministrów w formie pełnomocnictw. Jak gdyby ukrytą delegacją ustawodawczą a zarazem umniejszeniem praworządności są ustawy, zawierające daleko sięgające a nieokreślone upoważnienia ministrów do rozstrzygania wedle ich swobodnego uznania, czy w poszczególnych wypadkach ustawy mają być wykonywane, czy nie.
   Przepisy tej treści są oczywistem zaprzeczeniem praworządności, zabezpieczającej wolność jednostek.
Zwolennicy liberalizmu żądają , ażeby urzędnik w każdym poszczególnym wypadku stosował ustawy, uchwalone przez wybrańców ludu, a nie kierował własnem swobodnem uznaniem. Ograniczenia jednostki winny być przewidziane wyczerpująco ustawami. Należy wykluczyć dowolność urzędników w stosunku do obywateli. Ta sama przyczyna, która stwarza sprzeczność między etatyzmem a parlamentaryzmem, doprowadza do uszczuplenia praworządności w państwie, którego zakres działania szybko i znacznie wzrasta. Tylko w ustroju liberalnym można stosować praworządność, bo państwo ogranicza się wówczas do normowania niewielu spraw. Gdy jego zakres działania się rozszerza , niepodobna, praktycznie rzecz biorąc, ująć tej różnorodności zjawisk w karby ustaw, choć wydaje się ich coraz więcej. Wyłania się konieczność zastrzegania na rzecz władz prawa ustanawiania wyjątków, ulg, odroczeń „w wypadkach uwzględnienia godnych”, a z tą chwilą praworządność doznaje umniejszenia. Etatyzm ogranicza wolność jednostek, bo rozszerza zakres swobodnego uznania władz pod naciskiem  trudności , wynikających z rozrostu działalności państwa, których nie umie zwalczać innemi sposobami. Wzrost uprawnień biurokracji staje się zabójczym dla wolności jednostek.
   Ideał sprawiedliwości liberalizmu jest połączeniem sprawiedliwości materialnej, ziszczonej przestrzeganiem zasad liberalnych, i sprawiedliwości formalnej, zawartej w postulacie praworządności. Zwolennicy etatyzmu współczesnego uważają sprawiedliwość materialną, wyrażającą się w ustroju liberalnym, zależnie od tego, czy hołdują  etatyzmowi demokratycznemu, czy też etatyzmowi w najściślejszem tego słowa znaczeniu, jużto za pokrzywdzenie warstw biedniejszych, już też za lekceważenie interesu ogólnego, który utożsamiają z dobrem państwa jako takiego. Właśnie dlatego widzą w swym systemie politycznym urzeczywistnienie sprawiedliwości materialnej, uwarunkowane odrzuceniem formalnej. Prawników niechętnie powołują do rządów. Praworządność zastępują hasłem „cel uświęca środki”. Chętnie przytaczają maksymę: Salus Reipublicae suprema lex esto.
   Ongi senat rzymski posługiwał się tą formułką, nadając konsulom władzę dyktatorską. Te łącińskie słowa widniały na ścianie Sali, w której zeszedł się ejm ustawodawczy w r. 1919, ponad krzesłem Marszałka. Innego napisu nie było na ścianach Sali. Dziwnym zbiegiem okoliczności Sejm nasz obradował w latach 1919-1927 w Sali, ozdobionej godłem wyraźnie antyparlamentarnem**.
   Starałem się wytłumaczyć, dlaczego etatyzm staje się źródłem zaniku swobód politycznych często wbrew woli popleczników etatyzmu. Pragnę uzupełnić ten wywód wskazaniem jaskrawo antyliberalnego charakteru etatyzmu finansowego. Przedwojenna Anglja przestrzegała zasad ściśle liberalnych w swej gospodarce skarbowej. Państwo nie prowadziło na własny rachunek ani przedsiębiorstw , współzawodniczących z prywatnemi ani monopolistycznych. Państwo angielskie nie Nakła dało ceł ochronnych. Zadowalało się pobieraniem podatków, opłat i ceł skarbowych. Współczesne państwa etatystyczne hołdują wprost odmiennej polityce. Mnożą się przedsiębiorstwa i monopole państwowe.
   Liberalny rozdział polityki i gospodarstwa zanika nie tylko z tego powodu. Współczesna polityka ekonomiczna rozwija się całkiem wyraźnie po linji daleko sięgającego podporządkowania życia ggospodarczeggo państwu. Dość przypomnieć protekcjonizm cely, wypierający wolny handel. Wzrasta nadzór nad gospodarką prywatną w formie normowania cen i płac. Rozrost banków państwowych staje się jak gdyby częściowem upaństwowieniem kredytu. Zanika współdzielczość jako objaw samopomocy prywatnej, albowiem państwo subwencjonuje i nadzoruje stowarzyszenia współdzielcze. W ubezpieczeniach mamy do czynienia ze zjawiskami podobnemi.
   Istnieje kategoria zarządzeń państwowych, którą nazwałbym etatyzmem cywilizacyjnym. Mam na myśli subwencjonowanie i nadzorowanie przez państwowych urzędników towarzystw dobroczynnych, sportowych, literackich, naukowych, artystycznych. Państwo nowoczesne niejednokrotnie rozwija bezpośrednio  działalność w tych wszystkich, tak różnorodnych kierunkach. Mało tego. Rozszerza niepomiernie zakres moralności, którą chce narzucić przymusowym aparatem państwowym. Czyż skądinąd liberalne Stany Zjednoczone nie zakazały na swym obszarze wszelkiego wyrobu, przywozu, przewozu i wywozu piwa, wina i wódki? Czyż obecny rząd hiszpański nie objął włądzy w imię sanacji moralnej?
   Współczesny etatyzm we Rosji bolszewickiej zakorzenił się najgłębiej. Występuje przeciw wolności religijnej, bo oddał aparat państwowy w usługi agitacji, której celem skłonić wszystkich mieszkańców Rosji do porzucenia wszelkiej religji w imię zalet bezwyznaniowości. We Francji państwo stara się uzyskać wpływ na życie rodzinne przez wysokie opodatkowanie bezżennych i bezdzietnych, przez równoczesne przyznanie dużych ulg podatkowych i premij rodzinom o licznem potomstwie.
   Coprawda objawy te, jak dotąd, są raczej wyjątkowe. Etatyzm współczesny nie ogranicza wolności religijnej. Zachowuje się pobłażliwie, poczęści przychylnie wobec widocznej dążności społeczeństwa do wynagradzania sobie zwiększonego nacisku politycznego i ekonomicznego państwa pewnem rozluźnieniem spoistości węzła rodzinnego. Nie widzę w tym obecnym stanie rzeczy obalenia tezy, wedle której etatyzm staje do walki z wszelkiego rodzaju liberalizmem. Z biegiem czasu, gdy etatyzm umocni się politycznie i ekonomicznie, w obronie swego samo zachowania nie omieszka poddać swym wpływom życia religijnego i rodzinnego. Wspominałem o zwiastunach ewolucji w tym kierunku.
    Moralność etatystyczna okazała się tak wielkim niebezpieczeństwem, że wywołała liberalną reakcję ze strony, po której najmniej można było się spodziewać podobnego kroku, bo z łona Kościoła katolickiego. Często zbyt daleko sięgające żądania liberałów rozdziału Kościoła od państwa, ich polityka zaboru dóbr kościelnych, wywołały pozornie zasadniczy rozdźwięk między obozem liberalnym a Kościołem katolickim. Ostatnio jednak okazało się, że Kościół nie odrzuca w całości idei moralnych liberalizmu. W Stanach Zjednoczonych Kościół zwalcza prohibicję. Potępił faszyzm włoski z powodu przesady w określaniu państwa jako dobra najwyższego z ujmą dla innych walorów moralnych.
   Podobnej ewolucji uległ stosunek angielskiego stronnictwa konserwatywnego do liberalizmu. Sto lat temu torysi zwalczali dość bezwzględnie liberalizm. Dziś wobec wielkich postępów etatyzmu ideologja konserwatywna angielska skłaniać się poczyna do liberalizmu, odpowiadającego obecnym stosunkom.
   Niepodobna wątpić o tem, że przeżywamy okres znacznego kurczenia się pierwiastków liberalnych naszego ustroju politycznego. Wedle definicji, którą postawiłem na wstępie, etatyzm jest zupełnem przeciwieństwem liberalizmu. O wiele trudniej określić stosunek etatyzmu do ideału demokratycznego.
   Zakres działania państwa wzrasta. Atoli obrońcy tej polityki przeważnie nie wywieszają sztandaru wyraźnej walki z liberalizmem i demokracją. Niejednokrotnie jawnie potępiają liberalizm gospodarczy, zastrzegając się  równocześnie, że walczą usilnie w obronie całego programu z wyłączeniem jego treści ekonomicznej. O wiele życzliwsze stanowisko zajmują wobec haseł demokratycznych. Głoszą często zdanie, że liberalizm tumanił lud pozorami demokracji parlamentarnej, ażeby tem snadniej zwalczać demokrację ekonomiczną, której treścią wzbogacenie ubogich. Z mniejszym lub większym naciskiem odrzekają się demokracji parlamentarnej w imię urzeczywistnienia demokracji prawdziwej. W dobrej wierze i nie bez żadnego uzasadnienia dowodzą, że etatyzm współczesny jest naw skroś demokratyczny.
   Przyznają jednak, że nie obstają bezwarunkowo przy zasadach demokracji parlamentarnej. Wiemy już z poprzednich wywodów, że etatyzm godzi w parlamentaryzm, bo system rządzenia parlamentarny okazał się niezdolnym do urzeczywistnienia programu szybkiego i znacznego rozszerzenia zakresu działania państwa. To też etatyzm ostatecznie obala zasadę demokratyczną, wyrażającą się współudziałem ludu w rządzeniu państwem za pośrednictwem parlamentu, wybranego na zasadzie powszechnego głosowania.
   Poplecznicy etatyzmu początkowo zdawali sobie sprawę tylko z tego, że ich program przeciwstawia się liberalizmowi gospodarczemu. Tok wypadków, współzależność wszystkich zjawisk społecznych doprowadziła do zwalczania wszelkiego liberalizmu przez szybko porastający w pierze etatyzm, a w szczególności liberalizmu politycznego. W tym stanie rzeczy poplecznicy etatyzmu powoli zauważyli, że podkopują demokrację parlamentarną. Poczęli przyznawać, że ich program obejmuje ograniczenie nie tylko liberalizmu gospodarczego, ale także demokracji parlamentarnej w imię ostatecznego ugruntowania prawdziwej demokracji.
   Wypadki dowiodły niemożności ograniczenia liberalizmu gospodarczego bez obalenia liberalnego ustroju politycznego. Zachodzi pytanie, czy można okroić demokrację parlamentarną bez ujmy dla finansowej i ekonomicznej. Najpierw słów kilka o rozwoju pierwiastków państw etatystycznych.
   Na pierwszy rzut oka zdawałby się mogło, że etatyzm pod tym względem w znacznym stopniu dogodził warstwom biedniejszym. Na porządku dziennym są obecnie w wielu państwach wysokie podatki majątkowe, spadkowe, dochodowe, zbytkowe. Progresja jest stosowana w  rozmiarach, nieznanych przed wojną. Istnieją jednak objawy wprost przeciwne. Środki finansowe urzeczywistnienia rozległego i kosztownego programu etatystycznego wiele państw zdobywało inflacją, podatkiem najgorszym, bo obciążającym przedewszystkiem warstwy biedniejsze. Na dobitek inflacja mści się przez szereg lat. Kraj ubożeje, oszczędności znikają procent rośnie, płace spadają. Z chwilą zaniechania inflacji podatki bezpośrednie nie mogą dać znaczniejszych dochodów (podatek majątkowy w Polsce). Zachodzi konieczność uciekania się w rozmiarach nieznanych przed wojną do pośrednich podatków, obciążających bardziej biednych, słusznie więc zwalczanych przez ich przedstawicieli. Tym sposobem współczesny system podatkowy nie wykazuje wyraźnego zdemokratyzowania w porównaniu z przedwojennym, a nawet w niektórych państwach stał się mniej demokratyczny.
   Etatyzm z punktu widzenia demokratycznego nie dopisuje ani politycznie, ani nawet finansowo. Czy przynajmniej ziścił obietnice ekonomicznego zdemokratyzowania społeczeństwa? Przyszłość da odpowiedź na to pytanie. Już dziś powiedzieć można, że w istocie etatyzmu jako polityki rozszerzenia zakresu działania państwa leży niebezpieczeństwo przeciążenia podatkowego. Hic Rhodus, hic salta***. Jeżeli etatyzm tego szkopułu uniknie, utrzyma się jeszcze długo i może w pewnej mierze osiągnąć zdemokratyzowanie gospodarcze społeczeństwa, do którego dąży.
   Jeszcze słów kilka o ustosunkowaniu się stronnictw politycznych i walki klas do etatyzmu. Faktyczny przebieg wypadków, taki, jakim go widzę, nazywam etatyzmem. Nie odpowiada on w pełni programowi żadnego ze stronnictw politycznych. Najbardziej zbliżony jest do socjalistycznego postulatu rozszerzenia gospodarczej ingerencji państwa, zwłaszcza w sformułowaniu, nadanem mu około r. 1900 przez odłam niemieckiego socjalizmu, znany pod nazwą rewizjonizmu (Bernstein). Mimo tego wielu socjalistów wypiera się etatyzmu, bo uważa demokrację parlamentarną za istotny składnik swego programu. Toć przecie potężne niemieckie stronnictwo socjalistyczne przybrało nazwyę stronnictwa socjal-demokratycznego. W przeciwstawieniu do socjalizmu demokratycznego pisze i mówi się często o socjalizmie państwowym jako o przywiązującym mniejszą wagę do demokracji politycznej, a uważającym rozszerzenie gospodarczej działalności państwa za czynnik rozstrzygający. Wielu pisarzy posługuje się także wyrażeniem „kapitalizm państwowy” dla oznaczenia ustroju, którego zwolennicy pragną skupić własność środków produkcji w ręku państwa. Etatyzm, socjalizm państwowy i kapitalizm państwowy uważam za pojęcia identyczne.
   Spotykałem się niejednokrotnie z określeniem obecnego porządku rzeczy w Rosji sowieckiej jako kapitalizmu państwowego.. Bolszewicy od dawna wyraźnie odrzucili demokrację parlamentarną. Czyżby więc bolszewizm nie był niczem innem, jeno etatyzmem szczególnie silnie rozwiniętym?
   Wydaje mi się, że bolszewizm różni się od etatyzmu ustosunkowaniem się do walki klas. Współczesny etatyzm możnaby nazwać merkantylizmem demokratycznym. Merkantylizm XVII wieku polegał na dążności do wzmożenia gospodarczej ingerencji państwa. Atoli celem tej akcji miał być tylko wzrost produkcji społeczeństwa. Natomiast reforma rozdziału dochodu społecznego w interesie warstw biedniejszych nie była częścią programu merkantylistycznego. Przeciwnie, merkantylizm raczej umacniał stanowisko bogatych. Państwo opowiadało się wówczas za niskiemi płacami w imię popierania wywozu a nie za wysokiemi. Współczesny etatyzm otacza swą potężną opieką robotnika i chłopa. Jednak w odróżnieniu od bolszewizmu nie wypisuje na swym sztandarze walki klas, nie dąży bezwzględnie do usunięcia kapitalistów, do niszczenia bogactwa jednostek, przekraczającego dopuszczalne maksimum. Bolszewicki podatek dochodowy wynosi 100% dochodu ponad dość nisko oznaczony najwyższy dochód, który wolno pobierać. Etatyzm stara się walkę klas ograniczyć w interesie państwa jako całości, zgodnie ze swą naczelną zasadą. Pod tym względem zajmuje stanowisko pośrednie między dawnym merkantylizmem a bolszewizmem.
   Etatyzm współczesny szczególnie silne piętno wycisnął na ustroju politycznym Rosji sowieckiej i Włoch faszystowskich. Bolszewicki etatyzm przoduje wszystkim innym, ponieważ upaństwowienie życia nie poczyniło nigdzie , jak właśnie w Rosji. Proces ten dokonał i dokonuje się w imię ideologji komunistycznej, która narówni z socjalistyczną - jedna i druga wywodzi się z pism Marxa - nie zerwała stanowczo z liberalizmem, a tem mniej z socjalizmem. Wedle tej ideologji państwo jest właściwie złem koniecznem. Stanie się ono zbędne z chwilą ostatecnego przezwyciężenia walki klas, do czego w teorji dąży komunizm bolszewicki jako do celu ostatecznego. We Włoszech przebieg wypadków i ideologja są bardzie zbieżne niż w Rosji. Zakres działania państwa jest mniejszy, natomiast faszyzm wyraźnie apoteozuje państwo, a zarazem odrzuca liberalizm. W przeciwieństwie do bolszewizmu faszyzm jest zabarwiony nacjonalistycznie.
   Państwo współczesne różni się od średniowiecznego silniejszą przymierzką pierwiastków nacjonalistycznych, które w pewnej mierze przyczyniły się do rozwoju etatyzmu. Mimo tego nie należę do tych, którzy utożsamiają oba programy. Nacjonalizm dba przedewszystkiem o wykreślenie dróg polityce zagranicznej państwa, czego nie można powiedzieć o etatyzmie. Nie zaniedbuje jednak polityki wewnętrznej. Nieraz opowiada się za rozszerzeniem zakresu działania państwa w imię walki z mniejszościami  narodowemi. Hołduje protekcjonizmowi celnemu zgodnie z etatyzmem, ale poza tem niejednokrotnie staje w obronie liberalnej polityki ekonomicznej, przez co popada w sprzeczność z etatyzmem.
   Zwycięstwo etatyzmu jest bezsprzecznie w znacznej mierze urzeczywistnieniem programu stronnictw socjalistycznych z ujmą dla ideałów syndykalistycznych. Twórcy i zwolennicy doktryny syndykalistycznej dążą do przejęcia przez związki robotnicze funkcyj państwowych gwoli tem skuteczniejszej obrony interesów robotniczych. Syndykalizm walkę klas akcentuje w wyższym stopniu niż socjalizm, którego bardziej życzliwy stosunek do idei państwowej zawiera w sobie pewne złagodzenie walki klas. Etatyzm narazie oznacza niepowodzenie polityki syndykalistycznej. Jednak, o ile etatyzm unicestwia parlament, wówczas siłą reczy będzie musiał szukać oparcia w organizacjach zawodowych.
   Jeśli rozpatrujemy ideologję stronnictw jako wyraz walki klas, spór liberalizmu i socjalizmu przedstawia nam się jako starcie kapitalistów z robotnikami. Etatyzm nie utożsamia się z żadnym z tych dwóch obozów. Wpływy polityczne warstwy robotniczej w państwach współczesnych ostatnio znacznie wzrosły, atoli nawet bolszewicy nie zdołali urzeczywistnić swego pierwotnego zamiaru całkowitego oddania władzy w ręce robotników. Lenin zalecał powierzenie funkcyj urzędniczych robotnikom, pracującym sześć godzin w fabrykach i dwie godziny dziennie w urzędach. Ten projekt okazał się na razie niewykonalnym. Także i bolszewicki etatyzm urzeczywistnia armja urzędników, specjalizujących się w swej działalności. Etatyzm we wszystkich państwach mnoży zastępy urzędnicze. W szeregach jego popleczników wielką rolę odgrywa proletarjat inteligencji, ludzie z uniwersyteckiem wykształceniem, ale bez majątku.
   Przebieg wypadków jest poniekąd uzasadniony rodowodem etatyzmu. Z końcem zeszłego stulecia profesorowie, wykładający ekonomję na uniwersytetach niemieckich, bronili programu polityczno-ekonomicznego wyraźnie etatystycznego, znanego pod nazwą socjalizmu państwowego lub socjalizmu "katedry" (Katheder-Sozialismus). Stali się zwiastunami współczesnej epoki, w ciągu której po liberalnej burżuazji objęli rządy etatystycznie usposobieni profesorowie szkół wyższych i inżynierowie.

*Istnieje nadto samorząd wyznaniowy, wyposażony w prawo nakładania podatków (P. S.).
**W dawnej, przebudowanej sali sejmowej odbywają się dziś posiedzenia Senatu. Napis pozostał. (P.S.).
***"Tu Rodos, tu skacz" zn. "Pokaż na co cię stać" - blog.